Rap God (2013)
Eminem ilustruje wszystkie kadry, które opanował przez lata, kanalizując przepływy od wpływów takich jak Tech N9ne i Big Pun jak egzorcysta przywołujący duchy, i poruszając się przez imponujące 1560 słów w ciągu zaledwie sześciu minut. Niektórzy krytycy uznali to za pusty „rapowy rap”, ale fakt, że 41-latek wciąż tak bardzo przejmuje się swoim rzemiosłem zasługuje na nasz szacunek.
Same Song & Dance (2009)
Chociaż Marshall Mathers wielokrotnie odrzucał w wywiadach Relapse z 2009 roku, płyta, która jest koszmarną odą do horrorcore rapu, dobrze się zestarzała – szczególnie ta wywołująca grozę opowieść o stalkerze, który linczuje Lindsay Lohan. Krytycy nie znosili tego przerażającego akcentu, który brzmi jak bękart Borata i Simpsonowego Groundskeepera Williego, ale wcielając się w tak niedorzeczny pastisz seryjnego mordercy, Em cieszył się bardzo potrzebną dawką eskapizmu w czasie, gdy jego życie prywatne zaczynało się rozpadać.
The Ringer (2018)
Tak jak podobnie chybiony DOA (Death of Autotune) Jaya-Z, The Ringer to utwór weterana niezadowolonego z kierunku, w jakim zmierza rap. Kpiąc z rzekomych klisz mumble rapu, Em jest w gruncie rzeczy wściekłym starcem krzyczącym na (Sound)cloud. Ale po latach rozczarowujących albumów nękanych jałowym stadionowym popem, to było po prostu ekscytujące usłyszeć Eminema brzmiącego znowu tak wystrzałowo – robi za bardzo przekonującego Victora Meldrew.
Don’t Front (2013)
Na tej przeoczonej stronie B, Eminem przedziera się przez grzmiący boom-bap klasycznego dramatu ulicznego Black Moon, I Got Cha Opin. Jest to ten rzadki eksponat muzealny, który nie zanudza cię do łez, a Em daje swoim fanom nostalgiczny zastrzyk serotoniny po duecie naprawdę okropnych albumów: Recovery, oraz The Marshall Mathers LP 2.
It’s OK (1996)
Większa część zapomnianego debiutu Eminema z 1996 roku, Infinite, to próby naśladowania wielosylabowego flow Kool G Rapa na bitach, które brzmią jak tanie rip-offy z Illmatic Nasa. Ale figlarny, nocny funk It’s OK, który jest zaśmiecony entuzjastycznymi ad-libami najlepszego przyjaciela Proofa, skutkuje najbardziej natchnionym rapowaniem na płycie, gdy introspektywny Em w nietypowy sposób omawia odnalezienie Boga.
Till I Collapse (2002)
Ten zastrzyk katarktycznej wściekłości jest wciąż szalenie inspirujący, nawet jeśli jego pojawienie się na każdym zwiastunie gry wideo sponsorowanym przez Mountain Dew mogło trochę osłabić jego wpływ. Fajnie było też usłyszeć Nate Dogg’a brzmiącego tak emo i dostającego szansę na śpiewanie o czymś innym niż bycie napalonym stonerem.
Stay Wide Awake (2009)
Z syntezatorami, które wydają się krzyczeć z bólu, jest to jedna z najdziwniejszych mikstur Dr Dre. Piosenki mogą być produktem ubocznym pustelnika, który spędza dni na pisaniu rapów pośród filmów dokumentalnych o Jeffreyu Dahmerze na YouTube, ale Eminemowi udaje się głównie próbować odtworzyć nieokiełznany ton Teksańskiej masakry piłą łańcuchową i to jest imponujące. Tyler, the Creator powiedział, że ma to „najlepsze flow w historii”.
Drug Ballad (2000)
Na Drug Ballad, Eminem jest wysoki jak latawiec, prężnie rzucając ciosy spoza chmur i odmawiając powrotu na dół. Funkowe uderzenia basu odtwarzają energię napalonej, choć niewiarygodnie tandetnej, wiosennej imprezy w erze nu-metalu. To okno do prostszych, tandetniejszych czasów, gdzie wąchanie kleju podczas zabawy kostką Rubika było uważane za atrakcyjną cechę osobowości.
Uszkodzenie mózgu (1999)
Przekształcając swoje traumatyczne przeżycia z dzieciństwa w kapryśną rozrywkę, Eminem przechodzi od bycia gnębionym do bycia gnębiącym, a jego zwariowany sposób mówienia i mroczne wspomnienia z liceum w Detroit, gdzie nawet dyrektor przyłączył się do bicia, są często przezabawne. Niewielu artystów potrafi znaleźć światło w tak mrocznej scenerii, a ta piosenka, wydana zaledwie kilka miesięcy przed masakrą w Columbine, prekursorsko podpowiada, że amerykańskie szkoły niebezpiecznie porzucają swoich wyrzutków.
Role Model (1999)
Z żartami na temat rzekomych morderstw OJ i mitycznej nienawiści Lauryn Hill do białych mężczyzn, to jest Eminem zaczynający zdawać sobie sprawę ze swojej mocy jako kulturowy prowokator. Fakt, że bez ogródek wymazuje swojego poprzednika („Zobaczyłem Vanilla Ice’a i wyrwałem mu blond dredy”) również wydaje się znaczący, a pochodzący z Detroit artysta zmienia koncepcję wschodzącego białego rapera.
Without Me (2002)
Z psotnym bitem, który brzmi, jakby został stworzony przez Dr Dre rytmicznie ściskającego nosy klaunów, jest to kontynuacja głupkowatych popowych teatrzyków z The Real Slim Shady i My Name Is. Kiedy Eminem twierdził, że rap będzie pusty bez niego, trudno było się nie zgodzić.
Cleanin' Out My Closet (2002)
Choć przypomina to trochę oglądanie rodzinnego dramatu białych śmieci w programie Jerry’ego Springera, ta intensywnie autobiograficzna piosenka działa, ponieważ Eminem nie boi się działać z miejsca słabości. Em dzieli się również swoją misją jako artysta, rapując: „Give ’em hell for as long as I’m breathing”.
Scary Movies (1999)
Eminem zawsze tworzył formę sztuki z zabijania ludzi, a jego absurdalne zobowiązanie do „Throw you down a flight of stairs / Then I’ll throw you back up them” jest niezaprzeczalnie przezabawne. Scary Movies to przypomnienie czasów, kiedy Em był nie tylko świetnym raperem, ale także świetnym komikiem.
The Way I Am (2000)
Tak dobry jak The Slim Shady LP był trochę zbyt ciężki od żartów o kutasach, a ten highlight z jego następcy pokazuje wyraźniejszy artystyczny rozwój. Nawiedzająca medytacja na temat sławy, to paranoiczna, skierowana do wewnątrz opowieść o byciu tak sławnym, że śledzi się cię w łazience.
Hellbound (2000)
Rapping przy królewskiej muzyce z gry beat-’em-up Soulcalibur, obietnica Em’a, że „będzie pieprzył planetę, aż będzie się obracać wokół złamanej osi”, daje wrażenie pewności siebie większej niż życie. Eminem przebija się przez bit niczym miecz katana, pisząc hiper-animowany schemat, który później naśladować będą Kendrick Lamar i Nicki Minaj.
Jay-Z – Renegade (feat Eminem) (2001)
Początkowo kolaboracja Eminema z wrogiem Royce Da 5’9″, mocna krytyka średniej Ameryki przez Eminema dowodzi, że był on o krok przed swoimi krytykami z gazet. Działa u szczytu swoich możliwości, z wersami tak żywymi, że Nas nawet drwił z Jay-Z, mówiąc: „A Eminem zamordował cię na twoim własnym gównie.”
If I Had (1999)
Em rzadko brzmiał tak zniechęcony, z artystą zastanawiającym się, co musi poświęcić, aby zarobić milion dolarów. Kiedy rapował o swoim życiu osobistym w późniejszym okresie swojej kariery, było w tym zbyt wiele syropowatego sentymentalizmu i użalania się nad sobą, ale tutaj (gdzie wspomina o zarabianiu 5,55$ na godzinę) Eminem nigdy nie brzmiał tak wiarygodnie.
Superman (2002)
Ten rodzaj piosenki, który mógłby sprawić, że artysta zostałby dzisiaj odwołany, Superman jest pokręconym ujęciem miłosnych bopsów, które Nelly i Ja Rule rutynowo wypuszczali. Nieskończenie chwytliwy, to najbliższy Emowi klubowy banger, a jego problematyczny Lothario raczej olśniewa niż obrzydza, ponieważ ośmiela się traktować go poważnie.
I’m Back (2000)
Nie wszystkie bity Dre na Marshall Mathers LP tak dobrze się zestarzały, ale I’m Back pozostaje naprawdę przekonującą muzyką przewodnią dla komiksowego złoczyńcy. Eminem podsyca płomienie grożąc zamordowaniem dręczycieli z Columbine; w tym momencie naprawdę poczuł się jak najbardziej prowokacyjny syn popkultury.
Guilty Conscience (1999)
Grając na twierdzeniach mediów, że muzyka rapowa prowadzi młodych ludzi na manowce, rzadko kiedy mainstreamowy rapowy singiel był tak konceptualny, jako że Em i Dre grają dwie sprzeczne strony męskiego sumienia. Em mówi Dre – który napadł na gospodarza telewizyjnego Dee Barnesa w 1991 roku – że nie jest w stanie pouczać kogoś innego, jak ma traktować kobietę. To wciąż jest zuchwałe.
Deja Vu (2009)
To trójwymiarowa relacja o tym, jak to jest być osobą z takim rodzajem przywilejów, które mogą napędzać uzależnienie od narkotyków. Em opowiada o tym, jak był w karetce po przedawkowaniu, ale fakt, że robi to żartując ze swoich obaw przed śmiercią jak Elvis sprawia, że słucha się go z przyjemnością.
White America (2002)
Świadomy tego, że był najgorszym koszmarem każdego rodzica, Eminem z prawdziwą precyzją analizuje swój wpływ na kulturę. Wykrzykując swoje wokale z samego tyłu gardła, zmaga się również ze swoim białym przywilejem, przyznając: „Gdybym był czarny, sprzedałbym połowę”. Biała Ameryka pokazała raperom, że też mogą być gwiazdami rocka – punkowi raperzy tacy jak Slowthai i Denzel Curry wiele się z tego nauczą.
Remember Me? (2000)
Zaprojektowany by być wydmuchiwanym z samochodu w obskurnym zaułku o 1 w nocy, ten ścierny strzał horrorcore jest tak surowy jak odsłonięte zakończenie nerwu. Każdy wers jest bardziej nieokiełznany niż poprzedni, z Eminemem w pełni obejmującym swoją rosnącą mitologię jako „wściekły blondyn”.
My Name Is (1999)
Nie można dziś robić tego typu żartów, ale w 1999 roku, ten wywrotowy doozy naprawdę czuł się jakby Slim Shady przebijał się przez szklany sufit MTV. Em świetnie wcielił się w rolę Dennisa the Menace popkultury, wyśmiewając błędny pomysł, że raperzy powinni być uważani za wzór do naśladowania przy chwytliwym samplu Labi Siffre.
Square Dance (2002)
Eminem jest zbyt samoświadomy, aby stworzyć prawdziwie transcendentne momenty, ale ten eksperymentalny banger jest najbliższy stworzenia takiego. Wczuwając się w paranoję post-9/11, Em odgrywa rolę obłąkanego wodzireja, wprowadzając cię do swojego obskurnego cyrku z wielką wprawą. Jest to w zasadzie rapowa wersja Being For the Benefit of Mr Kite!
Lose Yourself (2002)
To jest piosenka tematyczna Rocky’ego ponownie wyobrażona dla millenialsów, z Eminemem w jego najbardziej inspirującym wydaniu, jednocześnie zmuszając cię do empatii z ciężkim losem klasy robotniczej. Rzadko zdarza się, by całe pokolenie znało tekst piosenki rapowej, ale Lose Yourself jest więcej niż godne tego zaszczytu (nawet jeśli Marty się z tym nie zgadza).
Kim (2000)
Prawdopodobnie najmroczniejsza piosenka, jaka kiedykolwiek pojawiła się na diamentowym albumie, morderczy chaos Kim potężnie odzwierciedla błędny, miłosny gniew. Em przełącza się pomiędzy męskim i żeńskim głosem z niepokojącą schizofreniczną mocą, a słodko-gorzki refren jest również dziwnie czarujący. Przełamało to nowy grunt dla rapu opowiadającego historię i sprawiło, że twoja mama zamknęła twoją kopię The Marshall Mathers LP w sejfie, na zawsze.
Dr Dre – Forgot About Dre (feat Eminem) (1999)
Ten utwór udoskonalił zestawienie pomiędzy Dr Dre jako zmęczonym światem OG i Eminemem jako jego obłąkanym uczniem. Rapując jak rottweiler z kreskówki, Em przebija się przez bit w sposób, który przyprawia o językowy zawrót głowy. Jeśli chodzi o perfekcyjną dynamikę producenta i rapera, to pozostaje ona do pobicia.
The Real Slim Shady (2000)
Jeśli MTV stało się trochę bezpieczne i zbyt obleczone w błyszczące garnitury do 2000 roku, to Eminem próbował wyzwolić je z jego nadmiaru i dać ikonom popkultury (Will Smith, Fred Durst) bardzo potrzebne lanie. To był singiel tak wielki, że otworzył hip-hop na przedmieścia i sprawił, że miliony białych nastolatków przefarbowało włosy na blond.
Stan (2000)
Sześciominutowe epopeje o szalonych fanach, którzy topią swoje ciężarne dziewczyny, zazwyczaj nie trafiają na szczyty list przebojów pop, ale opowiadania Stana były tak żywe i klaustrofobiczne, że chwytały cię za kark i zmuszały do wejścia na tył samochodu. To całkowicie zmieniło paradygmat popu i dało twarz (i imię) rodzajowi toksycznej kultury fanów, która później rozmnożyła się wraz z eksplozją mediów społecznościowych. Jeśli chodzi o rapowe opowiadanie historii, jest mało prawdopodobne, że Stan kiedykolwiek będzie lepszy. To jest „Stairway to Heaven” Eminema, a fakt, że potrafił nawet sprawić, że Dido brzmiała znośnie, świadczy o tym, jak dobry był kiedyś.