ESPN Classic – Williams jest największym przebojowcem wszech czasów

Piątek, 5 lipca 2002
Williams jest największym przebojowcem wszech czasów
Przez Tim Kurkjian
Specjalnie dla ESPN.com

Co za tytuł… Greatest Hitter of All Time. Jest to bardziej wyróżnienie niż Najszybszy Człowiek Świata czy Mistrz Świata Wagi Ciężkiej, ponieważ te tytuły są tymczasowe. Ten obejmuje 150 lat; obejmuje Honusa Wagnera, Ty Cobba, Babe Rutha i Rogersa Hornsby’ego. Uderzenie piłki baseballowej jest rzeczywiście najtrudniejszą umiejętnością w sporcie, umiejętnością, która, w przeciwieństwie do innych głównych dyscyplin sportowych, jest w dużej mierze niezmieniona od początku 1900 roku. Nikt nigdy nie był lepszy w uderzaniu w baseball niż Ted Williams. Gdyby grał dzisiaj, byłby najlepszym zawodnikiem w historii.

Ted Williams zdobył sześć tytułów najlepszego pałkarza i cztery korony za home run.

Jego liczby są oszałamiające. Jego procent on-base w karierze wynosił .483; wielki DiMaggio był. 398. Miał najwyższy procent slugging w latach 40-tych i 50-tych; żaden gracz nigdy nie prowadził w tej kategorii przez kolejne dekady. illiams prowadził Ligę Amerykańską w slugach i procentach bazowych w tym samym sezonie osiem razy, w tym sześć lat z rzędu. Zdobył sześć tytułów pałkarza, cztery korony home runów, dwie nagrody MVP i dwie Potrójne Korony. Jego sezony 1941, ’42 i ’46 z pewnością należą do 10 najlepszych w historii. Jak wyglądałaby jego kariera, gdyby nie opuścił sezonów ’43-45, aby pomóc w obronie Ameryki podczas II Wojny Światowej? Albo dwa lata walki w Korei? Miałby na koncie 700 homerów i najwięcej RBI w historii.

Nikt nie kochał uderzać bardziej niż Williams. W szkole średniej w San Diego nosił ze sobą kij do klasy. W wielkiej lidze zabierał swoje kije na pocztę, aby je zważyć: dokładnie 33 uncje, nic innego nie było w stanie tego zrobić. Ciągle ociosywał swoje kije, żeby drewno było twardsze. Nakładał smołę sosnową na trzonek, a po meczu ścierał ją, by zapobiec gniciu. Jedna z jego książek nosiła tytuł „Moja kolej na nietoperza”. A on istniał dla swojej następnej kolejki przy kiju. Przed każdym sezonem przysięgał sobie, że ten rok będzie najlepszy w historii.

Jednakże był kimś więcej niż tylko uderzaczem. Kochał dzieci, być może dlatego, że był po prostu tym, dużym dzieckiem. Był niestrudzonym zwolennikiem organizacji charytatywnej Jimmy Fund w Bostonie. Był bohaterem wojennym, latał odrzutowcami dla Marines. Był mistrzem wędkarstwa. Miał wyjątkową ciekawość, fascynację analizą, zawsze musiał wiedzieć, jak i dlaczego rzeczy działają, od uchwytu suwaka po skomplikowaną kamerę. „Wiesz, co bym zrobił, gdybym nie był baseballistą?” powiedział kiedyś przyjacielowi. „Studiowałbym mózg”. Rzeczywiście. Zawsze chciał wiedzieć, o czym myślisz i dlaczego tak myślisz, zwłaszcza jeśli byłeś miotaczem.

Najbardziej chciał być wysłuchany. I do cholery, miałeś go słuchać. Był arogancki i żrący, warknąłby na ciebie za brak właściwej odpowiedzi na jego pytanie, lub za to, że nie byłeś przygotowany na spotkanie z nim. Zostanie zapamiętany za swoje burzliwe relacje z mediami, z których część prowokował, co było złym pomysłem, biorąc pod uwagę konkurencyjną, często zaciekłą, naturę bostońskiej prasy. Miał zamiar pokazać tym pismakom, że się mylą, i przeniósł ten gniew na talerz. Był arogancki i pochłonięty sobą, zatwardziały indywidualista, który w zasadzie robił, co chciał. „Rozpieszczony dzieciak” – tak nazwał go kiedyś jego mentor, Jimmy Foxx. Williams zostanie zapamiętany za trafienie .200 w swoim jedynym meczu World Series. Zostanie zapamiętany za 8 sierpnia 1956 roku, kiedy to zbiegając z boiska, w odpowiedzi na wrzaski w Fenway, trzykrotnie splunął na tłum – w lewo, w prawo i przed siebie.

Niektórzy będą porównywać go do innego fantastycznego lewego obrońcy, Barry’ego Bondsa. Jest to w najlepszym wypadku naciągane. Bonds ma kontrowersyjne relacje z prasą, ale przez większość swojej kariery miał podobne relacje z kolegami z drużyny, w tym z menedżerami. Williams rzadko, jeśli w ogóle, miał jakiekolwiek problemy z kolegami z drużyny (często był światłem domu klubowego; w późniejszych latach, prowadził kampanię na rzecz Bobby’ego Doerra i Doma DiMaggio, aby znaleźli się w Galerii Sław), lub jego głównymi menadżerami, Joe Croninem, Joe McCarthy’m czy Pinky Higginsem (kiedy był menadżerem Yankees, McCarthy był stanowczy w kwestii noszenia krawatów przez swoich graczy, ale kiedy dostał się do Bostonu w ’48, poluzował ten węzeł z szacunku dla Williamsa, ponieważ wiedział, że Ted nie lubi krawatów). Williams nigdy nie miał problemów z autorytetem, czy to menedżera, czy dowódcy.

Bonds był bustem w postseason: W 97 posezonowych at-bats, ma 19 trafień (.196) z jednym homerem i sześcioma RBI. To o wiele większa próbka niż występ Williamsa w serii ’46 przeciwko Cardinals, kiedy poszedł 5-for-25, wszystkie single. Williams nigdy nie używał jako wymówki tego, że grał w tej serii z kontuzjowanym łokciem, który utrudniał mu zamach. Williams został obarczony winą za przegraną w World Series. Kiedy to się skończyło, siedział i płakał.

Niektórzy uważają, że Bondsowi odmówiono nagrody MVP w 1991 roku z powodu jego napiętych stosunków z prasą. To nie jest prawda. Nie jest też prawdą, mówi szacowny historyk baseballu Bill James, że Williams był traktowany niesprawiedliwie w wyścigach o MVP. Williams nie zasłużył na MVP w 1957 roku, zrobił to Mickey Mantle. W 1947 roku Williams zdobył Potrójną Koronę, ale przegrał MVP o jeden punkt z DiMaggio. Williams myślał, że bostoński pisarz Mel Webb pominął go w głosowaniu z powodu waśni między nimi. W rzeczywistości Webb nie miał w tym roku żadnego głosu. Ale, jak zauważa James, DiMaggio został całkowicie pominięty na TRZECH kartach do głosowania. Powodem jego zwycięstwa jest to, że otrzymał osiem głosów na pierwszym miejscu, a Williams trzy.

Największą różnicą między Williamsem a Bondsem — lub Williamsem a prawie każdym — jest to, że Williams zawsze był dominującym strzelcem (z wyjątkiem 1959 roku, kiedy w wieku 41 lat trafił .254 głównie z powodu kontuzji szyi. Po takim sezonie nie mógł przejść na emeryturę). Jako 20-letni debiutant w 1939 roku, Williams uzyskał wynik .327 i zdobył 145 punktów w lidze. W 1957 roku, w wieku 37 lat, przewodził AL ze średnią .388 i miał dwa mecze z trzema homerami. W 1960 roku, swoim ostatnim sezonie, zanotował .316 i 29 home runów, w tym home run w swoim ostatnim at-bat na Fenway.

Nie uchylił czapki bostońskim kibicom tego dnia, ponieważ przysiągł sobie, że nigdy więcej tego nie zrobi, po tym jak został źle potraktowany przez małą grupę fanów na Fenway na początku swojej kariery. Napisał kiedyś, że „w tłumie wiwatów zawsze mogłem wyłowić samotne buczenie”. Nadal powinien był okazać swoje przywiązanie do fanów, którzy, ogólnie rzecz biorąc, kochali go, a on kochał. Ale jeśli nic innego, Williams był uparty. Nigdy się nie poddawał, ani fanom, ani pisarzom, ani słynnej zmianie, którą zaprojektował menedżer Cleveland Lou Boudreau; miał zamiar uderzyć piłkę przez zmianę. Był Johnem Wayne’em, prawdziwym mężczyzną, który nie chciał się rozczulać nad swoim ostatnim at-batem, który nigdy się nie usprawiedliwiał, który nigdy nie wybaczał tego, co uważał za niewybaczalne czyny.

I to właśnie, oprócz jego błyskotliwości jako zawodnika, było największym atutem Williamsa – jego niepokorny duch. Wiedział, że jest najlepszym strzelcem w grze, wiedział, że w ostatnim dniu sezonu ’41 w Filadelfii trafi 400 punktów. Nie miało znaczenia, że przez poprzednie trzy tygodnie zmagał się z problemami, trafiając około .250, aby obniżyć swoją średnią .39955, która wtedy byłaby zaokrąglona do .400. Mógłby usiąść i stać się pierwszym .400 hitterem od czasów Billa Terry’ego w 1930 roku. Taką opcję dał mu Cronin, jego menedżer. Większość graczy, wtedy, a zwłaszcza teraz, skorzystałaby z niej i byłoby to całkowicie uzasadnione. Ale nie Williams. On grał, miał cztery trafienia w pierwszym meczu. Mógł chronić tę średnią. Nie Williams. W drugim meczu miał jeszcze dwa trafienia i zakończył sezon na poziomie .406.

Dlatego jest Tedem Williamsem. Dlatego był najlepszym rozgrywającym 40 lat, dlatego byłby najlepszym dzisiaj i dlatego za 40 lat nadal będzie Największym Rozgrywającym Wszech Czasów.

Wyślij tę historię do znajomego | Najczęściej wysyłane historie

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *