I Fell In Love With A Married Guy And I’m Not Really Into Apologizing For It (Polski)

Avatar
By Mélanie BerlietUpdated January 21, 2019

Avatar
By Mélanie BerlietUpdated January 21, 2019

To najgłupsze wyrażenie na świecie. 'Zakochałem się' – tak jakbyś nie miał wyboru. Jest taki moment, zawsze jest taki moment; mogę to zrobić, mogę się temu poddać albo mogę się temu oprzeć. Nie wiem, kiedy był twój moment, ale założę się, że jakiś był. – Patrick Marber, Closer

Od momentu, kiedy lata temu poznałam mojego obecnego chłopaka na przyjęciu, jestem jego. On był wtedy żonaty, ale w naszym momencie zaślubiny nie miały znaczenia. Nic nie miało. Z wyjątkiem natychmiastowego poczucia, że zasadzono sadzonkę wielkiej miłości.

Postanowiłam poddać się jego diabelskiemu uśmiechowi, uważnemu spojrzeniu, siwiejącym skroniom i bezwysiłkowej charyzmie, pod którą wyczuwałam cenne wskazówki wrażliwości.

Nie jestem do końca głupią osobą, więc nie zaangażowałam się w związek z żonatym facetem, oczekując, że zostawi żonę, pomimo naszej pasji. To, co zrobiłam, to wchłonęłam każdą cząstkę człowieka, którego wiedziałam, że mogę pokochać od pierwszej minuty. Brałam wszystko, co mogłam dostać, bez względu na to, jak żałosną mogłeś mnie za to uznać. Nigdy nie odmawiałam improwizowanych spotkań, które zaczynały się od krótkiego smsa około 22:00. Nigdy nie przejmowałam się tym, że rzadko wychodziliśmy publicznie. Nigdy nie odmawiałam mu seksu.

„Mogę oprzeć się wszystkiemu oprócz pokusy”, napisał Oscar Wilde w Wachlarzu Lady Windermere. Kiedy chodziło o mojego żonatego mężczyznę, w pełni doceniałam ten sentyment.

Nieuniknione pytanie: Czy czułam się źle z powodu mojego statusu Innej Kobiety? Szczerze mówiąc, nie aż tak bardzo. Być może udało mi się uniknąć jakiegokolwiek wstrętu do samej siebie, ponieważ nigdy nie wierzyłam w podejście „kto pierwszy ten lepszy” do płci przeciwnej. W gimnazjum miałam za złe dziewczynom, które były skłonne do zaklepywania sobie miejsca. Czy to moja wina, że poznaliśmy się po tym, jak on zawiązał węzeł? Chociaż jego twierdzenia o seksualnej deprywacji były prawdopodobnie przesadzone, to w pewnym sensie obwiniałam też jego żonę za to, że wydawał się zdesperowany, by zaliczyć. Albo się pieprzysz, albo się pieprzysz, prawda? Z całą powagą jednak, nie czułem się źle tylko dlatego, że sprawialiśmy sobie nawzajem tę cholerną przyjemność.

Wkrótce po tym, jak moja starsza siostra Céline zmarła wiosną 2009 roku, moje potrzeby emocjonalne zaczęły się zmieniać. Pustka wymagała wypełnienia, być może dlatego, że romans okazał się nagle niewystarczający. Odważyłam się więc zapytać mojego kochanka, czy nie myślał o odejściu od żony.

Jego odpowiedź, odarta z grzeczności: „Niemożliwe.”

Zmartwiona rzeczywistością, którą ignorowałam – z imponującą lub nikczemną łatwością – przez tak długi czas, postanowiłam umawiać się z innymi facetami, ze skutkiem natychmiastowym. Moje główne kryteria? Brak związku. W końcu dorastałam, prawda?

Nieważne jednak, jak bardzo byłam optymistycznie nastawiona, żadna więź, którą nawiązałam, nie mogła się równać z tą między Facetem, Któremu Zdarzyło Się Być Ślubną, a mną. Ilekroć próbowałam przekonać samą siebie, że mogę połączyć się z inną osobą w równym stopniu (Chemia jest dla początków! Trwałą miłość trzeba budować, krok po kroku!), uczucie bycia w jego ramionach wypływało na powierzchnię mojej świadomości. Mając za sobą ciąg nieudanych, krótkotrwałych związków, zaczęłam akceptować fakt, że być może do końca życia będę musiała opierać się na nielegalnej miłości.

Wtedy stało się coś niemożliwego: Ona rozwiodła się z nim.

Sześć miesięcy później, uwolnieni od ciężaru podkradania się, staliśmy się „prawdziwą” parą. Wbrew temu, czego można się domyślać, intensywność między nami przetrwała tę przemianę. Bo bez względu na to, jak bardzo chciałam wierzyć, że jest inaczej, nigdy nie byliśmy tylko w pożądaniu.

Z moim mężczyzną oficjalnie u mojego boku nie mogłam być szczęśliwsza. Ale w miarę jak nasz związek się rozwijał, trzymałam się przekonania, że nie odegrałam znaczącej roli w rozwodzie. Często powtarzałam przyjaciołom, że wierzę, iż jestem kluczowym czynnikiem, który przyczynił się do zguby pary. W kółko powtarzałam sobie to samo: Sprawy nie dzieją się w próżni! Nie jesteś aż tak znakomitą uwodzicielką! Jej błąd jest twoim zyskiem, więc przyjmij go i idź dalej!

Ale pewnej nocy zeszłego lata – mniej więcej dwa lata po podpisaniu papierów rozwodowych i uzyskaniu przez nasz związek statusu quasi społecznie akceptowalnego – piliśmy drinki z przyjacielem na dachu SoHo House, kiedy on to powiedział: „Zostawiłem ją dla Mélanie – nie technicznie, ale tak właśnie było.”

Przełykając te słowa, spodziewałam się, że będą miały kwaśny smak. W końcu jego przyznanie się do winy było sprzeczne z tym, co mówiłem sobie i każdemu, kto o to pytał, od dłuższego czasu. Stłumiły one każdą moją próbę pomniejszenia mojej roli w rozwodzie lub usprawiedliwienia się z kradzieży cudzego męża. To, co niektórzy nazywają kradzieżą, inni nazywają ratowaniem, prawda?

Zamiast tego poczułam się oblana prawdą – oczyszczona.

Może mój chłopak nie złożył wstępnej dokumentacji. Może on i jego była żona mogliby przezwyciężyć wszelkie małżeńskie niepowodzenia, gdybym nie weszła w ten obraz. Może jestem rozbijaczem domu.

Czy mam się czuć winna? Czy nasza miłość ma mniej znaczyć? Czy chcesz, żebym przeprosiła?

Nie mogę.

Nie mówię, że to, co czuję, jest słuszne, ani że kiedykolwiek było. Wszystko, co wiem, to że mój chłopak i ja jesteśmy dla siebie odpowiedni na poziomie, który czuję się szczęśliwy, aby zrozumieć. Dla mnie, to wystarczy. TC mark

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *