Mistrzowie Detroit Pistons 2003-04 zostali ostatnio sklasyfikowani przez CBS Sports na ostatnim miejscu wśród ostatnich 16 mistrzów NBA. Jak bardzo sprawiedliwa jest ta etykieta?
Mistrzowie NBA z 2004 roku Detroit Pistons nie mają w zwyczaju cieszyć się dużym szacunkiem. Jako ostatni mistrz, który nie miał prawdziwej gwiazdy ani nie był weteranem, Pistons są często uważani za doskonałą drużynę weteranów, która rozgorzała w odpowiednim momencie i miała szczęście złapać Los Angeles Lakers w środku kończących dynastię waśni.
Jest w tym trochę prawdy. Shaquille O’Neal miał właśnie odejść, a w szeregach Lakers panowało niezadowolenie. A Pistons pod koniec lutego byli dość przeciętnym zespołem 34-24 z dziewiątym najlepszym wskaźnikiem netto +2.9 punktów na 100 posiadań, tylko nieznacznie za ósmym miejscem Lakers z +3. To z pewnością uwiarygadnia tezę, że po prostu zrobiło się gorąco w odpowiednim momencie, ale to nie wszystko.
Nie jest to już jakiś tajemniczy element, ale dodanie Rasheeda Wallace’a było brakującym elementem, który pozwolił bardzo dobremu zespołowi weteranów zamienić się w dynastię Konferencji Wschodniej. W 2004 roku, w momencie trade deadline, Pistons właśnie przerwali sześciomeczową passę porażek, a następnie przegrali dwa kolejne mecze po pozyskaniu Wallace’a (zagrał tylko 12 minut w pierwszym spotkaniu, przegranym jednym punktem z MInnesota Timberwolves).
Wtedy nie było to jeszcze widoczne (poza świetną obroną, która pozwoliła na 87 i 88 punktów w dwóch pierwszych meczach Sheeda), ale piłka już toczyła się w kierunku pierwszego od półtorej dekady mistrzostwa Pistons. Od trade deadline do końca sezonu zasadniczego Pistons wygrali 20-6, a trzy z tych porażek zakończyły się tylko jednym punktem.
Tłoki 2004 zatarły wszystko na swojej drodze z wynikiem +14.7 netto w ostatnich 26 meczach. Aby nadać trochę kontekstu tej liczbie, potężni Golden State Warriors mieli w tym sezonie +12.1 net rating.
Tłoki miały również defensywę, która będzie zaprzątać umysł kolejnych pokoleń. Po dodaniu Sheeda, pozwolili tylko na 86.5 punktów na 100 posiadań. Nie ma współczesnego porównania, i to nie jest hiperbola.
Przez ostatnie dwa miesiące sezonu regularnego, Pistons mieli najlepszy net rating o 4.5 punktu nad zajmującymi drugie miejsce San Antonio Spurs i o 8.9 punktu nad zajmującymi siódme miejsce Los Angeles Lakers. Na koniec sezonu, Pistons mieli trzeci najlepszy net rating w sezonie 2003-04 na poziomie +6.6, a Lakers zameldowali się na siódmym miejscu z net ratingiem +4.
Net rating jest często uważany za lepszy wskaźnik jakości drużyny w trakcie sezonu niż same zwycięstwa i porażki. Przykładem tego jest fakt, że Pistons w ostatnich dwóch miesiącach byli 0-3 w meczach jednopunktowych, co jest wynikiem poniżej oczekiwań. Pistons mieli przewidywany bilans zwycięstw i porażek na podstawie ich ratingu netto (wg Basketball Reference) 59-23, co jest drugim najlepszym wynikiem w lidze za San Antonio Spurs i znacznie wyprzedza Lakers, którzy mieli przewidywany bilans zwycięstw i porażek 52-30.
W tym tygodniu w podcaście Zacha Lowe’a, Lowe Post, Jeff Van Gundy opisał zwycięstwo Pistons nad Lakers jako największy wstrząs Finałów w erze nowożytnej. Matt Moore z CBS Sports umieścił Pistons z 2004 roku na 16. miejscu w swoim zestawieniu 16 ostatnich mistrzów.
14 lat później, nadszedł czas, aby ponownie ocenić Pistons jako ekipę szczęśliwych nowicjuszy, którzy mieli szczęście, że wygrali z upadającym gigantem.