Ofiarami hitlerowskiego planu stworzenia rasy panów

Blond włosy, niebieskie oczy: złowrogi plan Trzeciej Rzeszy, mający na celu stworzenie „rasy panów”, pozostawił po sobie emocjonalnie nacechowane dziedzictwo, które przetrwało do dziś.

Kinder Lebensborn – długo przemilczany aspekt nazistowskiej historii – rodziły się w specjalnych domach położniczych, miejscach, w których przeważnie niezamężne kobiety i żony esesmanów rodziły dzieci z „dobrą aryjską” krwią.

Dobiegająca obecnie sześćdziesiątki grupa tych dzieci spotkała się w ten weekend we wschodnioniemieckim mieście Wernigerode, aby opowiedzieć swoje historie w nadziei na przełamanie tabu i płomiennych mitów na temat szemranych nazistowskich instytucji.

„Najwyższy czas powiedzieć prawdę” – powiedziała Gisela Heidenreich, jedna z 37 dzieci Lebensborn (źródło życia), które przyjechały do tego spokojnego miasteczka. „Zbyt wiele mówi się o nazistowskich dzieciach, kobietach przetrzymywanych jako dziwki SS i wysokich blondynkach, które są hodowane.”

Zebrana grupa, która przybyła z różnych stron, wyróżnia się różnorodnością – daleko jej do stereotypów jednolitej nazistowskiej rasy panów. Podczas gdy kilku z nich ma jasne blond włosy, większość jest już siwa.

Szedłszy liściastymi uliczkami po wizycie w domu Lebensborn w Wernigerode, Gisela opisała zamieszanie, jakiego doświadczyła ona i jej rówieśnicy. Jej oczy płonęły, gdy mówiła o sieci kłamstw, która zdominowała jej dzieciństwo. Najpierw wmówiono jej, że jej rodzona matka była ciotką. Później powiedziano jej, że jej ojciec, żonaty oficer SS, nie żyje. O tym, że wszystko jest nie tak, jak się wydaje, przekonała się w wieku czterech lat, gdy usłyszała, jak wujek mówi o niej „bękart SS”.

„Wtedy po raz pierwszy mój świat się rozpadł. Drugi szok nastąpił, gdy jako nastolatka dowiedziałam się przez przypadek, że mój ojciec żyje” – wyjaśnia wysoka blondynka. „Nauczyłam się, że to uczucie głębokiej niepewności co do mojej tożsamości jest typowe dla nas, dzieci Lebensborn. Tak wiele z nich czuło, że coś jest nie tak, zanim odkryło prawdę.”

Przez dziesięciolecia po drugiej wojnie światowej klimat wstydu tłumił dyskusje na temat społecznych skutków Trzeciej Rzeszy. Oznacza to, że wiele dzieci Lebensbornów dopiero niedawno odkryło swoje korzenie – zwłaszcza te, które dorastały na dawnym komunistycznym wschodzie. Niektóre z nich były zdumione, gdy przeczytały o swoim pochodzeniu w aktach tajnych służb Stasi, które zostały upublicznione po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku.

Dzieci te reprezentowały traumatyczny rozdział w historii XX wieku i często były odrzucane przez społeczeństwo. Kikki Skjermo, żywa kobieta, która przyjechała tu z Norwegii, opisuje, że w dzieciństwie spędzonym w norweskim domu dziecka została napiętnowana jako „nazistowskie dziecko”. Kiedy później odnalazła własną matkę, również spotkała się z murem chłodu. „Dotknęła mnie tylko raz, delikatnie w nos. Pamiętam ten dzień tak wyraźnie”, powiedziała Kikki.

W weekendowe spotkanie grupy Lebensspuren (ślady życia), pełne jest podobnie bolesnych historii. Od czasu jej powstania cztery lata temu, jej członkowie wymieniają się opowieściami o poszukiwaniu krewnych i radzeniu sobie z odrzuceniem i kłamstwami. Zdarzają się szczęśliwe historie połączonych rodzin, ale dla wielu jest to walka z tabu i dezinformacją.

Folker Heinecke miał tylko dwa lata, kiedy został porwany na dzisiejszej Ukrainie przez nazistów z powodu swojego aryjskiego wyglądu. Uważa, że jego prawdziwe nazwisko to Aleksander Litau. Po dorastaniu w Niemczech Wschodnich, był w stanie szukać swojej rodziny tylko po upadku muru.

Podróżował do wiejskiego miasteczka na Ukrainie, gdzie zapisy sugerują, że został znaleziony. „Chodziłem po okolicy i mimo że nie pamiętam, jak tam mieszkałem, czułem się tam dziwnie komfortowo. Wysłano mnie do kilku domów, w których miały być porwane dzieci – ale nikt nic nie wiedział” – powiedział elegancko ubrany 66-latek. „Będę szukał dalej.”

Hartmut Mueller, który siedzi naprzeciwko niego, kiwa głową i sięga po rękę Folkera. „Wiem, jak to jest. Wiem, że mam jeszcze dwójkę rodzeństwa, ale nigdzie nie mogę ich znaleźć.”

W Wernigerode organizatorzy Lebensspuren chcą stworzyć muzeum w niepozornym kremowym domu, który wcześniej był domem Lebensbornów. W 1945 roku urodziło się tam ostatnie dziecko Lebensbornu. Później przez wiele lat mieściła się tam klinika położnicza – częściowo dlatego, że wyposażenie z czasów nazistowskich było najnowocześniejsze. Kiedy w 1990 roku dom został opróżniony, znaleziono książki z listą narodzin, które miały tam miejsce.

Stając na trawniku, członek zarządu Lebensspuren podkreśla, jak ważne jest udokumentowanie tego, co się wydarzyło, ale zawsze z uwzględnieniem większej tragedii reżimu Hitlera. Muzeum musi przypominać przyszłym pokoleniom, „ale na pewno nie może być pomnikiem” – mówi. „To jest właśnie sedno dylematu tego pokolenia. Są oni ofiarami, ale jednocześnie dziećmi zbrodniarzy”.

Ten nieporęczny bagaż historyczny skłania Giselę do przedstawienia swojej historii uczniom w szkołach i na uczelniach. „Wszyscy musimy być świadomi tego, co się stało, zwłaszcza młode pokolenia” – powiedziała podczas spotkania. „Opowieść o Lebensborn jest tak ważna, ponieważ dotyczy rodzin; matek, ojców, dzieci – to coś, z czym mogą się utożsamić.”

I dla niej – podobnie jak dla innych osób zgromadzonych na sali – mówienie prawdy jest najważniejsze. Kiedy wygłasza beznamiętną mowę do zatłoczonej sali, jasne jest, jak bardzo jej rozerwana historia zdominowała jej życie. A jej wybór zawodu nie jest zaskoczeniem – terapia rodzinna.

Historia

Lebensborn, co oznacza „źródło życia”, był programem stworzonym przez Heinricha Himmlera, prawą rękę Adolfa Hitlera. Miał on na celu zwiększenie populacji Niemiec poprzez zachęcanie obywateli, zwłaszcza członków SS, do posiadania większej liczby dzieci. Oficerowie SS byli pod presją posiadania czwórki dzieci, w małżeństwie lub poza nim. W całych Niemczech powstało dziesięć domów położniczych, w których urodziło się od 8000 do 12000 Lebensborn Kinder. Część z nich pozostała przy matkach, ale wiele zostało adoptowanych przez rodziny oficerów SS. Około 60% z nich urodziły matki niezamężne, pozostałe – żony esesmanów. W miarę rozwoju III Rzeszy w całej Europie powstawały domy Lebensbornu. W Norwegii urodziło się około 10.000 dzieci, z których większość została spłodzona przez oficerów SS z norweskimi matkami. Zdarzały się również przypadki porywania dzieci o „aryjskich” cechach z domów na okupowanych terytoriach.

{#ticker}}

{{topLeft}}

{{bottomLeft}}

{{topRight}}

{{bottomRight}}

{{#goalExceededMarkerPercentage}}

{{/goalExceededMarkerPercentage}}

{/ticker}}

{{heading}}

{{#paragraphs}}

{{.}}

{{/paragraphs}}{{highlightedText}}

{#cta}}{{text}}{{/cta}}}
Przypomnij mi w maju
Akceptowane metody płatności: Visa, Mastercard, American Express i PayPal
Będziemy się z Państwem kontaktować, aby przypomnieć o wpłacie. Proszę wypatrywać wiadomości w skrzynce odbiorczej w maju 2021 r. Jeśli masz jakiekolwiek pytania dotyczące wnoszenia wkładu, skontaktuj się z nami.

  • Share on Facebook
  • Share on Twitter
  • Share via Email
  • Share on LinkedIn
  • Share on Pinterest
  • Share on WhatsApp
  • Share on Messenger

.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *