Oscary 2020 Spotlight: Aktorzy

Pierwszym człowiekiem, który kiedykolwiek otrzymał Oscara dla najlepszego aktora, w 1929 roku, był gwiazdor kina niemego Emil Jannings. Do tego czasu jego kariera w Hollywood była już kaput – pojawiły się krótkofalówki, a Jannings, obarczony akcentem, wrócił do Niemiec, gdzie skończył kręcąc nazistowskie filmy propagandowe. W tym roku nominowani aktorzy są bardziej sympatyczni, w tym Najsympatyczniejszy Człowiek w Hollywood gra Najsympatyczniejszego Człowieka w Telewizji. To rzadki rok, w którym wyścigi mężczyzn są bardziej soczyste niż wyścigi kobiet, z kilkoma głównymi występami, które po prostu zostały wyciśnięte. Robert De Niro w „The Irishman”, który kończy jego wieloletnią współpracę z Martinem Scorsese, zagrał scenę rozmowy telefonicznej, która powinna być przedmiotem nauczania w szkołach aktorskich. Mimo to, De Niro nie został wyróżniony w kategorii aktor pierwszoplanowy, choć dwaj jego partnerzy, Al Pacino i Joe Pesci, staną do walki w wyścigu o nagrodę dla najlepszego aktora drugoplanowego. Adam Sandler („Nieoszlifowane klejnoty”) i Eddie Murphy („Dolemite is my name”) również dali wysokie kreacje, które nie zdobyły głosów. I miło byłoby zobaczyć na liście Song Kang-ho z „Pasożyta”; mimo że obsada tego filmu zdobyła nagrodę zespołową na Screen Actors Guild Awards, żaden pojedynczy aktor nie zdołał złapać impetu.

Zobacz więcej

Brakuje też jakiegoś nowicjusza lub wybrańca z lewego pola. (Pamiętacie, jak Viggo Mortensen został nominowany za „Captain Fantastic”?) Wszyscy pretendenci to sprawdzone gwiazdy, grające w ukochanych filmach. Innymi słowy, wyborcy Akademii będą patrzeć na listę znanych nazwisk, obok listy filmów, które są również nominowane w innych kategoriach. Wyjątkiem jest Tom Hanks, który ma jedyną nominację za „Piękny dzień w okolicy”, ale nie jest on wyjątkiem. Wyścig aktorów drugoplanowych, zwłaszcza, czuje się jak okrążenie zwycięstwa: czterech aktorów, którzy wszyscy wygrali Oscary na początku lat dziewięćdziesiątych, plus jakiś nowy facet o imieniu Brad Pitt. A w obu kategoriach, niestety, nominowani są sami biali. Jeśli istnieje jakaś różnorodność w rasach aktorów, to w postaciach, które zagrali – wśród nich klaun-zabójca, dwóch papieży, Jimmy Hoffa i rozwodzący się dyrektor teatru. Emil Jannings byłby zdumiony, biedny nazistowski drań.

Najlepszy aktor

Antonio Banderas, „Ból i chwała”

Banderas rozpoczął swoją karierę u Pedro Almodóvara, który wyrwał go z hiszpańskiej sceny teatralnej i obsadzał w filmach przez całe lata osiemdziesiąte. Nie dziwi więc, że muza stała się maestrią w „Bólu i chwale”, sięgającym wstecz, autobiograficznym dramacie reżysera (nominowanym również do nagrody dla najlepszego międzynarodowego filmu fabularnego). Napięty Banderas, który wabił Madonnę w „Truth or Dare”, zniknął, pozostawiając po sobie smutno patrzące, zszokowane włosy, niemalże wątłe symulakrum Almodóvara, lub jego na poły fikcyjną wersję. Banderas nigdy nie wydawał się tak smutny.

Leonardo DiCaprio, „Pewnego razu … . w Hollywood”

W rozświetlonym słońcem, krwawym filmie Quentina Tarantino, DiCaprio zdaje się rozmawiać ze swoim przeszłym „ja”, grając Ricka (Fucking) Daltona, nieudolnego aktora telewizyjnego, dla którego nie ma miejsca w nowym, radosnym Hollywood 1969 roku. Podobnie jak Dalton, DiCaprio jest pozostałością z innej epoki – wspaniałych lat dziewięćdziesiątych, kiedy DiCaprio był imprezowym pinupem, który grał w „Titanicu”. Rany, pamiętacie, jaki był dramat, kiedy nie dostał nominacji za „Titanica” i opuścił ceremonię? I jak James Cameron dziękował mu ze zdziwionym spojrzeniem w stronę nieba, jakby jego główny aktor zdematerializował się w gwiezdny pył? Od tamtej pory DiCaprio walczył z niedźwiedziem grizzly i zdobył za to Oscara. Jako Dalton zmaga się nie z dziką przyrodą, ale z własnymi zmarnowanymi perspektywami, a rezultaty są pięknie oderwane od rzeczywistości.

Adam Driver, „Opowieść małżeńska”

Adam Driver w
Zdjęcie z Netflixa

Driver, jedno z najbardziej idiosynkratycznych znalezisk Hollywood, daje swój najgłębszy jak dotąd występ w dramacie rozwodowym Noaha Baumbacha. Podobnie jak Banderas, Driver gra lustrzaną wersję swojego reżysera. Jego bohater, Charlie, jest autorem teatru eksperymentalnego i troskliwym ojcem, którego stabilność (i egoizm) rozpada się w trakcie odczłowieczającego procesu rozwodowego. Charlie jest kimś w rodzaju yuppie Everymana, jak jego przodek z „Kramer kontra Kramer”, ale Driver wplata w tę rolę tak wiele siebie – swoją sztywność byłego marynarza, swój dziwny, wysoki niepokój – że trudno wyobrazić sobie kogoś innego w tej roli. Rola wydaje się czerpać z niego krew, dosłownie i w przenośni.

Joaquin Phoenix, „Joker”

Phoenix wjeżdża w tę anarchiczną rolę w tym anarchicznym filmie jak motocykl bez hamulców. Oczekujemy elementu chaosu od Phoenixa, który opisał swoje (pozornie wymyślone) wejście w hip-hop w mockumentary „I’m Still Here”. Nigdy nie wiadomo, gdzie kończy się, a zaczyna rzeczywistość, co czyni go naturalnym wyborem do roli Jokera, jaskrawej przypowieści o homicydalnym szaleństwie. Śmieje się, zabija, duma, krwawi – postać Chrystusa na nasze zepsute czasy. Phoenix z łatwością wygrywa nagrodę za najlepszą grę aktorską, co zazwyczaj wystarcza, by zadowolić Akademię. Bez względu na to, co myślisz o „Jokerze”, film opiera się na jego obłąkanym rictusie.

Jonathan Pryce, „The Two Popes”

Jonathan Pryce w
Photograph by Peter Mountain

O dwóch papieżach, o których mowa, Pryce ma tę przewagę, że gra bardziej lubianego: Papieża Franciszka, znanego inaczej jako Jorge Bergoglio. Film Fernando Meirellesa zgłębia reformatorskiego ducha Franciszka, zagłębiając się w nawiedzoną przeszłość, która leży u podstaw jego pryncypialnej pokory. Pryce wnosi do roli ciepło i cierpliwość, ale także drgawki udręki. I jest zabawny jak diabli. Przygotowując się do spotkania z publicznością po raz pierwszy jako papież, odrzuca regalia i mówi: „Karnawał się skończył”. Jego papież jest cudownie nieomylny.

Podsumowanie: Nikt nie powinien pokonać Phoenixa, choć Driver, z drugą z rzędu nominacją do Oscara (w zeszłym roku dostał ją za „BlacKkKlansman”), jest poważnym konkurentem. Ta kategoria z łatwością mogłaby zostać obsadzona dwukrotnie. Wspaniały rok dla mężczyzn – kto by pomyślał?

Najlepszy aktor drugoplanowy

Tom Hanks, „Piękny dzień w okolicy”

Żadna gwiazda filmowa nie mogłaby zagrać roli Mistera Rogersa – rodzaju popkulturowego świętego – z wyjątkiem Toma Hanksa, który emanuje dobrocią pastora, okraszoną samoświadomością. Na początku wydaje się to łatwym zadaniem: mówić powoli i łagodnie, uśmiechać się z przymrużeniem oka i rozwiązywać buty. Ale Hanks wniósł do tej roli coś jeszcze: hipnotyzującą kontrolę nad swoimi uczniami, zarówno dziećmi, jak i dorosłymi, sugerującą pracę mistrza hipnotyzera. Jeśli Hanks wydaje się być oscarową ostoją, nie zapominajmy, że nie wygrał od 1995 roku.

Anthony Hopkins, „Dwaj papieże”

Biedny, niekochany papież Benedykt XVI. Stojąc w szacie obok swojego następcy, jawi się jako nieczułe dziecko, które w najlepszym wypadku ignorowało nadużycia Kościoła katolickiego – lub, co gorsza, zamiatało je pod dywan. (Dla porównania Franciszek to Mick Jagger.) Ale Hopkins jest w tej roli wciągający, a jego powolny sposób mówienia stanowi okno do wnętrza błyskotliwego intelektu Benedykta. Prawdopodobnie nie wyjdziecie z „Dwóch papieży” z większą miłością do Josepha Ratzingera niż zaczęliście, ale zrozumiecie jego sprzeczności. Film i Hopkins wyświadczają mu tym samym przysługę.

Al Pacino, „The Irishman”

Al Pacino w filmie
Photograph from Netflix

Zaskakująco, to pierwsza współpraca Pacino ze Scorsese – i to w roli Jimmy’ego Hoffy, nie mniej. Pomijając jego akcent z Midwestu, Pacino robi wiele z tego, co widzieliśmy już wcześniej: ten operowy temperament, ten na wpół szalony błysk. W jego sposobie mówienia pobrzmiewają echa maniakalnego teatru ulicznego z „Dog Day Afternoon”, a Hoffa jawi się, na swój sposób, jako artysta. Szkoda, że Pacino musi dzielić kategorię z Joe Pesci.

Joe Pesci, „The Irishman”

Pesci’s turn as the wise guy Russell Bufalino was one of my favorite performances of 2019, in large part because it made us rethink everything we thought we knew about the actor. Nadal jest tam komiczny pisk i drażliwość na włosku, którą znamy z „GoodFellas” (za który wygrał w tej kategorii w 1991 roku) i „Mój kuzyn Vinny”, ale wszystko to wydaje się cichsze i bardziej niebezpieczne, jakby wiek obniżył temperaturę Pesci do śmiertelnego simmeru. A może zawsze nie docenialiśmy jego talentu. Pesci, który dla tej roli wyszedł z pół-emerytury, nie brał udziału w kampanii rozdania nagród. A przecież miałby spore szanse na zdobycie swojego drugiego Oscara, gdyby nie …

Brad Pitt, „Pewnego razu … . w Hollywood”

Brad Pitt w filmie
Photograph by Andrew Cooper

Przewidywany podbój przez Pitta tegorocznego wyścigu o nagrodę dla najlepszego aktora drugoplanowego jest zasłużony, ale też ewidentny przypadek oszustwa w kategorii. Jako kaskader Cliff Booth, dzieli on film z DiCaprio. Podobnie jak jego partner, Pitt odbija w sobie swój własny blask lat dziewięćdziesiątych, jako człowiek, który prawdopodobnie miał sens w latach pięćdziesiątych, ale wydaje się kwadratową szczęką i dryfuje w 1969 roku – a jednak jest właśnie tym facetem, którego chcesz, aby strzegł twojego domu przed kultystami z nożami. (Nie zaszkodziło mu, że w połowie filmu zdjął koszulę, co na seansie, na którym byłem, wywołało pełne oburzenia sapanie). W tym sezonie nagród, Pitt pozłocił swoją własną lilię za pomocą pełnej dowcipów ofensywy uroku, jak wtedy, gdy odebrał swoją nagrodę SAG Award, mówiąc: „Dodam to do mojego profilu na Tinderze.” To jest Brad Pitt, w którego istnienie chcemy wierzyć we wszechświecie.

Dolna linia: Który członek Akademii zagłosowałby za spowolnieniem pociągu Pitta do raju? W sprawiedliwym świecie, on konkurowałby jako aktor pierwszoplanowy i dałby Pesci’emu szansę – nie żeby Pesci był skłonny zawracać sobie głowę pokazywaniem się, tak czy owak.

Przeczytaj wszystkie nasze uwagi o Oscarach 2020:

Najlepszy film

Akademia wciąż nawiguje po swoim miejscu w odwiecznym hollywoodzkim sporze między sztuką a komercją.

Reżyserzy

Wszystkie filmy pięciu reżyserów mają niepowtarzalny klimat: ten ziarnisty i krwawy, tamten słoneczny i krwawy. Jakby się nad tym zastanowić, to wszystkie są krwawe.

Aktorki

Prognostycy powiedzą wam, że Renée Zellweger ma w kieszeni kategorię najlepszej aktorki, ale zawsze jest szansa, że coś się zmieni.

Scenariusze

Hollywood jest znane z lekceważenia sztuki pisania scenariuszy, więc pocieszające jest to, że pisanie dostaje dwa razy więcej kategorii Oscarów niż reżyseria.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *