Top 20 dzieł Beethovena

1) Wariacje & Fuga na temat oryginalny 'Eroica', op. 35 (1802)

Reklama

Te niesamowite wariacje, napisane w wieku 32 lat przez Beethovena, dotyczą tematu, który fascynował go przez wiele lat i powraca w Symfonii Eroica (zob. niżej). Melodia podlega tu serii coraz bardziej szalonych, często zabawnych przekształceń, z których niektóre późniejsze są wręcz szokujące w swej śmiałości.

Kompozytor, sam będąc świetnym pianistą, często lubił wprawiać słuchaczy w zakłopotanie, zwłaszcza czułymi fragmentami, przy których ryczał ze śmiechu. Ten utwór jest doskonałym przykładem wykorzystania jego agresji do złośliwych celów.

2) III Symfonia „Eroica”, op. 55 (1804)

Dwa lata później Beethoven dokonał najbardziej oszałamiającego postępu w III Symfonii. Jest to nie tylko najdłuższa z napisanych do tej pory symfonii, ale ma też, w niejasny sposób, temat, na co wskazuje jej tytuł. Zapomnijmy o Napoleonie, jak to uczynił Beethoven. Chodzi o ducha heroicznego w ogóle, a nie o jeden jego przypadek.

Po dwóch początkowych uderzeniach młotem, przechodzi w rozbudowaną część, w której fragmenty lirycznego piękna ustępują raz po raz miejsca przerażającym napaściom. Druga część – najwspanialszy z marszów żałobnych – pokazuje, kto zwyciężył. Sama część kończy się zapadnięciem ciszy.

Część trzecia, rozedrgane, rozkołysane Scherzo z żarliwym triem na trzy rogi, pokazuje, że Beethoven nie zamierza znieść śmierci, a ostatnia, zbiór wariacji, podejmuje temat „Eroiki” i pokazuje, jak wiele jest możliwych rodzajów radości. Po nim nic już nie będzie takie samo.

3) Kwartet smyczkowy F op. 59 nr 1 „Razumovsky” (1806)

Beethoven zachował chyba najgłębsze uczucia dla kwartetów smyczkowych, których napisał trzy zestawy: wczesny, średni i późny, a także kilka pojedynczych. Pierwszy z trzech tzw. kwartetów Razumowskiego jest dziełem na wielką skalę, po raz kolejny przełamującym schematy swego gatunku.

Skokowa melodia otwierająca utwór jest całkowicie porywająca, nie tylko dla jego własnego kompozytora, który ukradł ją, zmodyfikowaną, dla późniejszego utworu kameralnego. W drażniącym Scherzu instrumenty przerywają sobie nawzajem, a część powolna sięga w głąb, jakiej nie miało nic wcześniej w kameralistyce Beethovena.

4) Koncert skrzypcowy D, op. 61 (1806)

Geniusz Beethovena nie polegał przede wszystkim na melodii; o wiele bardziej interesowało go rozwijanie i przekształcanie. Jego Koncert skrzypcowy jest wyjątkiem. Choć podstawowym motywem potężnej części pierwszej jest pięć dźwięków perkusji – tak nietematycznych, jak to tylko możliwe, a jednak wszechobecnych – kiedy pełna orkiestra przejmuje pałeczkę, pojawia się strzelista melodia, rozwijana jeszcze przez solistę, który gra jedne z najbardziej pogodnych, wzruszających utworów Beethovena.

W części wolnej jest, o dziwo, więcej dramatyzmu niż w częściach skrajnych. Beethoven nie napisał żadnej cadenzy dla solisty, choć stworzył fortepianową wersję utworu i napisał do niej cztery kadencje, z których jedna jest czasem adaptowana na skrzypce.

  • 20 największych skrzypków wszech czasów

5) V Symfonia op. 67 (1804-8)

Gdyby ta symfonia miała swój przydomek, z pewnością byłoby to „Nieuniknione”. Można się niemal bać tych czterech nut, które rozpoczynają dzieło i nie dają mu spokoju. A jednak pozostaje zdumiewająca w swej dzikości i w niespokojnym uczuciu, jakie może – powinno – wywołać w słuchaczu niepewność, czy to on jest atakowany, czy też sam jest atakującym.

W każdym razie w świeżym wykonaniu wciąż powinna zwalić z nóg. Scherzo, w którym gobliny stąpają po ziemi (a przynajmniej tak sądził pisarz EM Forster w Howards End), prowadzi porywająco do finału, najbardziej przekonującej niereligijnej orkiestrowej celebracji, jaka do tej pory powstała.

6) Fidelio, op. 72 (1805)

Jeśli jest jakiś gatunek muzyczny, do którego Beethoven nie był przygotowany, jest to opera. A jednak napisał jedną, i to arcydzieło najwyższej próby. Jej temat – heroiczne przeciwstawienie się tyranii, żona przebrana za młodzieńca, by pracować w więzieniu i uwolnić niesłusznie uwięzionego męża – to standardowa „opera ratunkowa”, gatunek naturalnie popularny po rewolucji francuskiej.

Libretto jest pod wieloma względami absurdalne, dialogi mówione (prawie nie ma recytatywów) nieudolne, a sposób pisania Beethovena na głos – delikatnie mówiąc – niewybredny. A jednak ma ona moc poruszania słuchacza do łez i ekstazy, jak mało który utwór.

Rozstrzygnięcie bohaterki Leonory, agonia sceny, w której wydaje się jej, że kopie grób męża, i niepohamowana radość na końcu należą do chwały dramatu, całej sztuki.

  • Najlepsze nagrania Fidelia Beethovena

7) V Koncert fortepianowy „Cesarski” op. 73 (1809-11)

To Beethoven po raz pierwszy delektuje się pełnią swych możliwości, tworząc dzieło celebrujące – nie coś szczególnego, lecz radość tworzenia. Jak dla wielu kompozytorów, poszczególne tonacje miały dla niego znaczenie, a Es – tonacja, która dla Mozarta oznaczała to samo – jest obietnicą bogactwa i ekscytacji.

Klinalna kulminacja pierwszej części, w której orkiestra i solista konfrontują się z tym samym akordem, nie jest po raz pierwszy bitwą, lecz radosnym pokazem siły. Część wolna jest ekstatycznym snem, a ostatnia mknie z nieposkromioną energią, aż w końcu postanawia odpocząć.

  • Największe koncerty fortepianowe wszech czasów

8) VII Symfonia op. 92 (1811-12)

Kiedy wspomina się o tym dziele, z pewnością pojawia się opis Wagnera jako „apoteozy tańca”. Istnieje ciekawa historia o tym, że Wagner tańczył w nim, podczas gdy Liszt grał jego fortepianową redukcję – ach, być
muchą na ścianie. Niezależnie od tego, jej najbardziej uderzające cechy to miażdżąca energia w trzech częściach i koncentracja na rytmie niemal kosztem wszystkiego innego.

Inną słynną rzeczą, jaką o niej powiedziano, było twierdzenie Webera, że pokazuje, iż Beethoven dojrzał do domu wariatów. Nawet słynna część wolna jest bardziej interesująca ze względu na rytm niż melodię. Wydaje się niemal, że Beethoven zamierzał wyczerpać możliwości pisania jednego rodzaju muzyki – i wydaje się, że kolejni kompozytorzy zgadzali się z tym, aż do pojawienia się Strawińskiego sto lat później.

  • Przewodnik po VII Symfonii Beethovena

9) VIII Symfonia, op. 93 (1812)

Przez długi czas panowała zgoda, że symfonie Beethovena o numerach nieparzystych to duzi chłopcy, podczas gdy te o numerach parzystych to stosunkowo lekka ulga. Nie jest to niedorzeczne, ale fałszywe, i to w żadnym wypadku nie bardziej niż w VIII Symfonii. To dzieło zwarte, psotne w każdym takcie, udające tradycję, ale zawsze robiące rzeczy, które nawet tak pokrewnego ducha jak Haydn mogłyby zaszokować.

Jest w nim coś demonicznego, jak można się spodziewać po Beethovenie na tym szczycie kariery: ci, którzy uważają, że „poważny” i „zabawny” to przeciwieństwa, mają płytkość tego poglądu bezlitośnie obnażoną przez tego arcymistrza emocjonalnego rozchwiania.

  • Przewodnik po VIII Symfonii Beethovena

10) Sonata skrzypcowa G, op. 96 (1812)

Ta, ostatnia z dziesięciu sonat Beethovena na skrzypce i fortepian, jest utworem tak tryskającym dobrym humorem i łagodnością, że jest niemal wyjątkowa w twórczości Beethovena. Obaj wykonawcy są ze sobą w serdecznych stosunkach od początkowej wymiany trylów, a kiedy skrzypce ruszają z miejsca z czystej radości, otrzymują pełne wsparcie fortepianu.

To samouwielbienie utrzymuje się przez cały utwór; najdłuższa część jest ostatnia, nietypowo, i jest zbiorem wariacji, w którym w pewnym momencie pojawia się typowo beethovenowski fugalny pasaż, suchy i surowy, który nadaje łagodności reszcie Sonaty.

11) Trio fortepianowe op. 97, „Arcyksiążę” (1814)

To ostatnie arcydzieło „średniego” okresu twórczości Beethovena i gdyby było jego ostatnim utworem, mielibyśmy poczucie zadowolenia, że zakończył na tak wszechstronnym dziele. A przecież największe miało dopiero nadejść. Melodia otwierająca utwór przypomina tę z I Kwartetu Razumowskiego, ale nastrój jest bardziej pogodny, i taki też jest utrzymany.

Część wolna charakteryzuje się niezwykłym pięknem, niemal jedynym w dorobku Beethovena, z głębią uczuć, która zapowiada to, co ma nadejść. Często, gdy gra się to Trio, słuchacze nie odzywają się przez jakiś czas.

12) An die ferne Geliebte, op. 98 (1816)

Beethoven nie jest uważany za głównego twórcę niemieckiej pieśni artystycznej, ale na dobrą sprawę to on ją założył, komponując ponad 80 pieśni, z których wiele jest pięknych, ale zaniedbanych. An die ferne Geliebte („Do dalekiej ukochanej”) to jego najdonioślejsze osiągnięcie w tej dziedzinie, a zarazem pierwszy niemiecki cykl pieśniowy: sześć utworów, z których ostatni wzmacnia pierwszy.

Na temat mniej lub bardziej bezradnej miłości nie są może tak udręczone jak Schuberta czy Schumanna, ale za to są soczyste i równie melodyjne. Pokazują też, że Beethoven, którego muzyka prawie nigdy nie jest erotyczna, potrafił wyrażać popędy wspólne bliźnim, choć zwykle koncentrował się na tych, które uważał za szlachetniejsze.

13) Sonata fortepianowa b-moll op. 106, „Hammerklavier” (1818)

Jest to jedno z dwóch najbardziej onieśmielających dzieł Beethovena, a zarazem jedno z jego największych. Stawia nadludzkie wymagania wykonawcom i słuchaczom, a nagradza ich przez całe życie. Trwające niemal godzinę dzieło jest wściekle zwarte, z rozległą częścią powolną, która – w zależności od słuchacza – zagłębia się w agonię lub spokój.

Część finałowa to gigantyczna fuga – forma, na punkcie której Beethoven miał już obsesję – na ogromny, bezlitosny temat, który niemal eksploduje, zanim kilka taktów spokoju nie wprowadzi go z powrotem w szaleństwo. Nie ma bardziej zdumiewającej muzyki niż ta.

  • Najlepsze nagrania Sonaty Hammerklavier Beethovena

14) Sonata fortepianowa c-moll op. 111 (1820-3)

Ta, ostatnia z 32 sonat fortepianowych Beethovena, kończy je w sposób tak ostateczny, że aż dziw bierze, iż ktokolwiek od tamtej pory pisał sonaty. Składa się tylko z dwóch części, z których pierwsza jest deklamacyjna, energiczna i nawet nie tak wspaniała. Ale po niej następuje zestaw wariacji, w których skomponowanie trudno uwierzyć.

Powolna i prosta melodia rozrasta się do najbardziej niezwykłych rytmów, w pewnym momencie nawet jazzujących, i wznosi się, aż pianista gra potrójny tryl, głośniej, potem ciszej, a cały utwór się kończy.

  • Pięć najlepszych nagrań sonat fortepianowych Beethovena

15) Wariacje Diabellego, op. 120 (1823)

Anton Diabelli był nieutalentowanym wykonawcą, który postawił na nieśmiertelność, pisząc banalnego walczyka, którego wysłał do wielu kompozytorów, w tym Liszta i Schuberta, z prośbą o wariację na jego temat. Ci zobowiązali się. Beethoven wyrzucił go do kosza, a potem wyłowił i napisał 33 wariacje, swój niewiarygodny szczyt pianistycznej inwencji i inspiracji.

Płodność jest taka, że można ich słuchać codziennie i wciąż znajdować nowe rzeczy. Zakończenie nigdy nie rozczarowuje: po oszałamiającej fudze pianista długo trzyma akord, a potem przechodzi do najwdzięczniejszego, eleganckiego menueta. To od Beethovena!

16) Missa solemnis, op. 123 (1819-23)

Beethoven nie miał stałych przekonań religijnych, choć lubił stwierdzenia pochodzenia wschodniego, takie jak „Ja jestem ja”. Miał jednak religijny temperament i po napisaniu wcześniej jednej, raczej rutynowej mszy, przepasał biodra i stworzył to, swoje największe i najbardziej nieprzejednane dzieło.

O ile Bach nie miał religijnych wątpliwości, więc jego dzieła mają w sobie pocieszające poczucie bezpieczeństwa, o tyle Beethoven wydaje się, że swoją asertywnością, emfazą, a nawet desperacją próbuje powołać do życia religię. Są tu piękne, wręcz zmysłowe pasaże, a kończy się rozpaczliwym wołaniem o (ziemski) utwór.

17) IX Symfonia op. 125 (1822-4)

Zapewne wszyscy się zgodzą, że trzy pierwsze – czysto orkiestrowe – części tego dzieła to najwspanialsze symfonie, jakie Beethoven stworzył. Pierwsza jest miażdżąca, druga – potężnym kontratakiem energii, trzecia – głębokim zestawem wariacji.

Po dołączeniu czterech solistów wokalnych i chóru część czwarta, wielka afirmacja braterstwa pod rządami łagodnego Ojca, wywołała największe różnice zdań, także z powodu publicznych zastosowań, jakim została poddana. Wielu słuchaczy uważa ją jednak za głęboko poruszającą.

  • Przewodnik po IX Symfonii Beethovena

18) Sześć Bagateli na fortepian op. 126 (1824)

Te krótkie utwory, które Beethoven napisał w trakcie komponowania z ogromnym wysiłkiem swoich ostatnich i najbardziej żmudnych dzieł, musiały przynieść mu taką samą ulgę przy pisaniu, jak i nam przy słuchaniu. Tylko jeden lub dwa z nich są regularnie grane, ale wszystkie są odłamkami warsztatu najwyższego mistrza i są zachwycające.

Jeśli czujecie, że potrzebujecie czegoś pomiędzy wzniosłością najbardziej wymagających i satysfakcjonujących dzieł Beethovena, a rutyną codziennego życia, to te delikatnie pogodne utwory stanowią idealny pomost.

19) Kwartet smyczkowy B-dur op. 130 (w tym Grosse Fuge op. 133) (1825-6)

Ostatnie kwartety – pięć z nich – są testamentem Beethovena. Oryginalne w każdym calu, w tym sześcioczęściowy, z gigantyczną i buntowniczą fugą w finale. Nie ma zewnętrznych kryteriów, według których można by je oceniać, bo są jak nic innego w muzyce.

Op. 130 ma część wolną, Cavatinę, która sprawiła, że Beethoven płakał, gdy o niej myślał. Trudno wyobrazić sobie, by ktoś zareagował inaczej.

20) Kwartet smyczkowy cis-moll op. 131 (1826)

Strawiński napisał o tym utworze: „Wszystko w tym arcydziele jest doskonałe, nieuniknione, niezmienne. Jest poza impertynencją pochwał. Dla mnie najbardziej poruszającą muzyką jest początek wariacji Andante moderato. Nastrój jest jak żaden inny, a intensywność, gdyby miała trwać o takt dłużej, byłaby nie do zniesienia.”

To inny wielki kompozytor, Wagner, pierwszy sławił doskonałość tego dzieła, może przede wszystkim transcendentalną fugę, którą się otwiera. Na koniec Beethoven pisze wściekłą część Allegro, która sprowadza nas na ziemię, uświadamiając, że to, czego słuchaliśmy wcześniej, wymaga czystości ducha, którą niewielu ludzi potrafi osiągnąć lub utrzymać.

Reklama

Przeczytaj recenzje najnowszych nagrań Beethovena tutaj

.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *