20 najlepszych piosenek The Beach Boys, które nie znalazły się na 'Pet Sounds' czy 'Smile'

Porozmawiajcie z kimkolwiek, kto choć trochę interesuje się muzyką pop, a prawdopodobnie powie wam, że album Pet Sounds z 1966 roku jest arcydziełem od początku do końca. Wywarł on wpływ na wszystkich, od The Beatles po dzisiejsze największe gwiazdy indie rocka, i pomógł ugruntować formę sztuki pisania muzyki rockowej i popowej w formacie albumowym. Jego dziedzictwo zostało już dawno utrwalone, a jego wpływ wciąż się rozszerza. Porozmawiajcie z kimkolwiek, kto choć trochę interesuje się muzyką pop, a prawdopodobnie powie wam, że Smile – piętnowana kontynuacja Pet Sounds, która była prawie ukończona w 1967 roku, ale została porzucona, a następnie przez lata zdobywała kultowe grono zwolenników, w miarę jak piosenki z albumu stopniowo wypływały na powierzchnię, aż w końcu została „ukończona” i wydana jako The Smile Sessions w 2011 roku – to również arcydzieło. Zarówno Smile jak i Pet Sounds to 10/10 i najlepiej słucha się ich od początku do końca. Na tych albumach nie ma żadnych wypełniaczy, a oba – zwłaszcza Smile – działają najlepiej jako jedno całe dzieło sztuki. Oba albumy mają swoje hity (Pet Sounds ma „Wouldn’t It Be Nice,” „Gold Only Knows,” i „Sloop John B”; Smile ma „Good Vibrations” i „Heroes and Villains”), ale same single nie są w pełni wskazujące na to, do czego The Beach Boys byli zdolni w tym momencie swojej kariery.

Again, dziedzictwo tych albumów jest powszechnie znane, ale The Beach Boys wydali tak wiele dobrej muzyki poza tymi dwoma albumami. Nigdy nie osiągnęli perfekcji na poziomie Pet Sounds czy Smile przed lub po, więc sortowanie przez resztę ich 25+ albumów w poszukiwaniu większej błyskotliwości nie zawsze jest najłatwiejszą rzeczą do zrobienia, ale mamy razem listę 20 najlepszych piosenek z ich innych albumów, które powinny trochę ułatwić sprawę.

Niektóre z piosenek na tej liście były wielkimi hitami, inne to głębokie cięcia, które zasługiwały na więcej uwagi. Niektóre pochodzą z wczesnej ery zespołu surf rock/hot rod. inne pochodzą z ich przeoczonej wczesnej ery lat 70-tych. Ale wszystkie one pokazują talent pisarski Briana Wilsona (a w niektórych przypadkach także innych członków Beach Boys) niemal tak dobrze, jak utwory z Pet Sounds i Smile. Jedno zastrzeżenie: lista nie uwzględnia żadnych piosenek przeznaczonych na Smile, nawet jeśli zostały one oficjalnie wydane na innych albumach Beach Boys. (Po porzuceniu Smile, wiele z jego piosenek zostało włączonych i/lub przerobionych na potrzeby wydanego w 1967 roku lo-fi popowego dziwactwa Smiley Smile, a inne porzucone nagrania z Smile trafiły na inne albumy Beach Boys).

Zważywszy na to, że Brian Wilson niedawno zakończył cykl tras koncertowych z okazji 50-lecia Pet Sounds, a teraz przygotowuje się do trasy koncertowej z The Zombies, na której skupi się na utworach z niedocenionych albumów Beach Boys – Friends i Surf’s Up, jaki jest lepszy moment niż teraz, by zagłębić się w niektóre z najlepszych piosenek zespołu spoza Pet Sounds? Czytaj dalej, aby zapoznać się z listą, uszeregowaną w kolejności wielkości, a następnie posłuchaj playlisty wszystkich 20 utworów poniżej…

20. „Catch A Wave” (z Surfer Girl, 1963)

„Catch A Wave” jest bardzo w stylu wczesnego surf rockowego materiału zespołu, ale to jeden z tych, w których można już dostrzec obracające się koła w umyśle Briana, aby wyjść poza standardowe rock and rollowe progresje akordów i melodii. Wersy są w większości standardowe dla surf rocka, z gitarowymi schematami w stylu Chucka Berry’ego i surfującymi harmoniami doo-wop (z kilkoma mniej oczekiwanymi ozdobnikami, takimi jak harfa), ale przepiękny hak piosenki pokazuje, jak Brian miesza z formułą, dokonując nieoczekiwanych zmian akordów i pisząc złożone harmonie wokalne, które wykraczają poza doo-wop i zaczynają przewidywać rzeczy, które napisałby na Pet Sounds. To tylko krótki haczyk w dwuminutowej piosence, ale to wystarczy, aby „Catch A Wave” brzmiało trochę bardziej śmiało i bardziej przyszłościowo niż większe hity, takie jak „Surfin' U.S.A.” i „Fun, Fun Fun Fun”, a to — plus to, że jest mniej nadużywane — sprawia, że jest bardziej atrakcyjne, aby powrócić do niego dzisiaj.

19. „California Saga” (from Holland, 1973)

Chociaż Mike Love często sprzeciwiał się pragnieniu Briana, by rozszerzyć muzykę The Beach Boys poza lekkie piosenki o samochodach, dziewczynach i surfingu, był on w rzeczywistości siłą napędową jednego z najbardziej ambitnych przedsięwzięć muzycznych zespołu w latach 70-tych, z którym Brian miał niewiele wspólnego. Ostatnie trzy utwory na stronie A wydanego w 1973 roku albumu Holland składały się na jeden większy utwór o nazwie „California Saga”, który był najbliższy cyklowi piosenek zespołu od czasów „Smile” i wciąż niedocenianym klejnotem prog-popu lat 70-tych. Otwiera go „Big Sur”, folkowa piosenka napisana i zaśpiewana przez Mike’a Love’a, która nie brzmi jak wiele innych w dyskografii zespołu. Koncepcja Americany miała duży wpływ na tematykę Smile, ale The Beach Boys nigdy tak naprawdę nie brzmieli tak bardzo jak muzyka Americany jak w „Big Sur”, i byli w tym cholernie dobrzy. Utwór ten przechodzi bezpośrednio w „The Beaks of Eagles”, który otwierają psychodeliczne flety i mówiony tekst wiersza Robinsona Jeffersa o tym samym tytule. To jedne z najgłębiej brzmiących utworów Beach Boys z ery po „Uśmiechu”, które płynnie przechodzą w lekki folkowy pop, a następnie w wiersz i znów w folk-pop, po czym przechodzą w zamykający sagę „California”. Brian pojawia się, by zaśpiewać intro tego utworu, a potem zespół przejmuje charakterystyczne dla siebie bujne harmonie, a Carl Wilson dorzuca trochę syntezatorowego basu, grając coś, co brzmi jak celowe nawiązanie do linii basu ich najbardziej kultowej piosenki z „Kalifornią” w tytule, „California Girls”. Przypomina mi to, jak The Beatles wrzucili część „She Loves You” na koniec „All You Need Is Love”; sposób na powiedzenie, „spójrzcie, jak daleko zaszliśmy.”

18. „Please Let Me Wonder” (z Today!, 1965)

Side B z 1965 roku Today! jest prawie tak legendarny jak Pet Sounds, i jest powszechnie uważany za głównego poprzednika tego albumu. Strona A albumu nadal zawierała popowe hity, które są kojarzone z pierwszą erą zespołu (jak „Help Me, Ronda” i cover „Do You Wanna Dance?”), ale strona B to same ballady z bujną orkiestrą The Wrecking Crew, które prawie wszystkie miały ponury głos Briana na czele. Piosenka, która to wszystko rozpoczyna, to „Please Let Me Wonder”, kluczowy utwór, który przypomina wcześniejsze ballady, takie jak „Surfer Girl” i „In My Room”, a także zapowiada przyszłe ballady, takie jak „God Only Knows” i „Don’t Talk (Put Your Head On My Shoulder)”. To jest tak czułe, jak wszystko, co Brian kiedykolwiek napisał, a delikatne harmonie grupy otulają cię jak stary sweter.

17. „She Knows Me Too Well” (z Today!, 1965)

„Please Let Me Wonder” jest kluczową piosenką na Today!, ale najlepszą i najbardziej wyprzedzającą swój czas piosenką jest bardzo osobista „She Knows Me Too Well”. Brian przejmuje inicjatywę sam w wersach, z tym samym rodzajem tempa i zapowiadania, które zdefiniują jego styl śpiewania na Pet Sounds (i że Panda Bear zbuduje karierę z naśladowania), a on przechodzi do jego strzelisty falset w refrenie, jak reszta zespołu poduszki jego wokal z tym samym rodzajem pracy harmonii, które sprawią, że ludzie zakochają się w Pet Sounds i Smile. A pod względem lirycznym, Brian wkroczył na znacznie mroczniejsze terytorium niż jego wielkie przeboje z gatunku fun-in-the-sun. To autodeprecjonująca piosenka, w której Brian w zasadzie nazywa siebie samolubnym, zazdrosnym kochankiem i przyznaje, że nie zasługuje na bycie z osobą, z którą jest – nie jest to dokładnie to, czego przypadkowy fan Beach Boys mógłby się spodziewać w 1965 roku. To mogłoby pasować do Pet Sounds jako takie, i pozostaje imponujące, że Brian napisał i nagrał to ponad rok przed tym arcydziełem albumu, które ujrzało światło dzienne.

16. „The Warmth of the Sun” (z Shut Down Volume 2, 1964)

Jednym z wielu wielkich wkładów Briana w rozwój muzyki pop było jego wpływowe wykorzystanie progresji akordów, które były nietypowe dla muzyki pop, i choć udoskonalił je na Pet Sounds, zaczął je rozwijać lata wcześniej, jak w „The Warmth of the Sun”, jednej z najbardziej znaczących ballad wczesnej ery zespołu. (Więcej o tej piosence z punktu widzenia teorii muzyki można przeczytać tutaj). Unikalne zmiany akordów pomogły nadać piosence niesamowity klimat, który doskonale współgrał z bardziej melancholijnym tekstem, który – pomimo tego, że na pierwszy rzut oka dotyczy nieudanego związku – był najwyraźniej zainspirowany zamachem na JFK. Zwodniczo przytulny tytuł piosenki prawdopodobnie powstrzymał „The Warmth of the Sun” przed zawróceniem w głowie fanom Beach Boys w 1964 roku, ale kryjący się za nim mrok pomógł uczynić z niego proto-Pet Sounds piosenkę, która brzmi dziś o wiele bardziej ponadczasowo niż wiele innych singli zespołu z początku lat 60-tych.

15. „Transcendental Meditation” (z Friends, 1968)

The Beatles i The Beach Boys nieustannie wpływali na siebie nawzajem, a po tym, jak Maharishi Mahesh Yogi został duchowym doradcą The Beatles, członkowie The Beach Boys również zaczęli przyjmować technikę Transcendentalnej Medytacji Yogi’ego. Nauki Yogiego miały duży wpływ na to, jak The Beach Boys stworzyli swój znakomity album Friends z 1968 roku, a jedna z piosenek była bezpośrednią odą do tej techniki. Muzyka Wschodu i duchowość miały duży wpływ na zachodnią psychodelię, więc nie jest chyba zaskoczeniem, że „Transcendental Meditation” jest jedną z najbardziej jawnie psychodelicznych piosenek The Beach Boys, zarówno dźwiękowo, jak i tekstowo. Jest to piosenka, która brzmi jak nic innego, co The Beach Boys wydali wcześniej lub później. Nie jest to do końca raga rock George’a Harrisona, zwłaszcza, że The Beach Boys porzucili studia i muzyków studyjnych na rzecz domowych nagrań lo-fi w tym momencie, ale można usłyszeć, że robią wszystko, co w ich mocy, aby naśladować drone sitaru i melodie indyjskiej muzyki klasycznej z ograniczonymi środkami, jakie mieli. Rezultaty pozostają porywające.

14. „Surfin' Safari” (z Surfin' Safari, 1962)

Ponieważ The Beach Boys stali się tak legendarni za bardziej złożony, bardziej „dojrzały” materiał w połowie i pod koniec lat 60-tych, łatwo jest przeoczyć lub spisać na straty ich wczesne lata. Ale tak jak prawdopodobnie nie dostalibyśmy nawet Sgt. Pepper’s, gdyby „Love Me Do” nie otworzyło drzwi pięć lat wcześniej, tak nie rozmawialibyśmy o Pet Sounds bez wpływu pierwszego hitu Top 40 The Beach Boys, „Surfin' Safari”. Być może teraz jest to dla Was oczywiste, ale jeśli przypomnicie sobie, kiedy usłyszeliście go po raz pierwszy, nietrudno będzie Wam przypomnieć sobie, co sprawiło, że ta piosenka była tak porywająca. Otwiera się pojedynczym trzaskiem werbla, a potem pojawia się hak. Teraz brzmi to prymitywnie, ale w 1962 roku musiało być objawieniem i do dziś uważam, że brzmi jak zastrzyk adrenaliny. To dość prosta mieszanka miłości zespołu do doo-wopu, Chucka Berry’ego i muzyki surf, ale musisz ustalić to, co proste, zanim zaczniesz pracować nad tym, co eksperymentalne, bo inaczej nie byłoby z czym eksperymentować. A kiedy pojawił się punk i mnóstwo świetnych zespołów zaczęło wracać do podstaw i czerpać wpływy z wczesnej muzyki rockowej, to właśnie era The Beach Boys była ogromnym czynnikiem w kształtowaniu brzmienia Ramones. (Brian najwyraźniej nigdy nie lubił punka, ale, co ciekawe, Mike Love odwdzięczył się Ramones na początku tego roku). The Beach Boys kontynuowali zdobywanie surfujących hitów jak szaleni aż do momentu powstania Pet Sounds, i choć trafili na złoto jeszcze kilka razy, jest urok, który wiąże się z pierwszym razem, gdy udoskonalili formułę, i można to usłyszeć do dziś.

13. „Let Him Run Wild” (z Summer Days (And Summer Nights!!), 1965)

Side B of Today! często dostaje wszystkie zasługi za zasianie nasion dla Pet Sounds, ale Summer Days (And Summer Nights!!), który wyszedł cztery miesiące później, był tak samo — jeśli nie bardziej — kluczowy w rozwoju tego teraz klasycznego albumu. Ten album zrodził wiele wspaniałych piosenek, a „Let Him Run Wild” jest najbardziej proto-Pet Sounds z nich wszystkich. Ma w sobie wszystko – zaczyna się jak ballada, z podskakującymi pianinami, melodyjnymi liniami basu i zwiewną atmosferą, która pomoże zdefiniować Pet Sounds, a w refrenie zmienia się w rodzaj ściany dźwięku wspomaganej przez Wrecking Crew, którą Brian będzie budował wielokrotnie na Pet Sounds i Smile. Kontrast pomiędzy melancholijnymi, minorowymi wersami a podnoszącym na duchu refrenem jest tym, do czego Brian będzie powracał na swoich dwóch arcydziełach, a w tym utworze jest już w doskonałej formie. Podobnie jak w przypadku wspomnianego wcześniej „She Knows Me Too Well”, Brian mógł zachować ten utwór dokładnie taki, jaki jest na Pet Sounds, i nikt nie uznałby go za odbiegający od normy.

12. „Anna Lee, The Healer” (z Friends, 1968)

The Beach Boys często polegali na ambitnych aranżacjach i technikach produkcji studyjnej, aby osiągnąć idealną piosenkę pop, ale piosenki takie jak „Anna Lee, The Healer” udowodniły, że mają to w sobie nawet bez tych wszystkich wymyślnych rzeczy. Zachwycające harmonie zespołu wspierane są przez niewiele więcej niż proste pianino i linie basu, a także bardzo prymitywną perkusję, a to wystarczy, by uczynić „Anna Lea, The Healer” jedną z najpiękniej brzmiących piosenek w katalogu The Beach Boys. Niektóre z rzeczy wyprodukowanych podczas ery lo-fi domowych nagrań zespołu są trochę zbyt głupie, nawet dla fanatyków Beach Boys, ale nie ma nic głupiego w „Anna Lee, The Healer”. Jest mniej złożony muzycznie bez The Wrecking Crew i mniej głęboki lirycznie bez Tony’ego Ashera czy Van Dyke Parksa, ale poza tym brzmi jak coś, co zespół mógł napisać podczas swojego twórczego szczytu. Jak wiele piosenek z okresu post-Smile, szkoda, że takie perełki jak ta wciąż są dziś pomijane.

11. „I Went To Sleep” (z 20/20, 1969)

1969’s 20/20 to rodzaj mieszanej torby, z przyklejonymi resztkami Smile, kilkoma coverami, kilkoma serami („Do It Again”), i instrumentalem napisanym przez Bruce’a Johnstona, ale są tam również prawdziwe klejnoty, takie jak „I Went To Sleep” Briana i Carla Wilsonów. Jest to psychodeliczny, nastrojowy walc z podobną aranżacją do wspomnianego „Anna Lee, The Healer”, ale w sumie zupełnie inna bestia. The Beach Boys. byli często najlepsi, kiedy byli najmroczniejsi i najbardziej upiorni, a ta piosenka jest rzeczywiście upiorna. Muzyczne tło jest tak samo nawiedzające jak harmonie Briana, Carla i Ala Jardine’a, które pozostają w falsecie przez cały czas trwania utworu. To jest ponad i zrobić z w nieco ponad półtorej minuty, a to nie jest nawet szybki utwór, ale to jakoś czuje się kompletny.

10. „I Get Around” (z All Summer Long, 1964)

Zanim Brian poszedł na całość swoich twórczych inklinacji, znajdował sposoby, by przemycić je do piosenek, które wciąż były do zaakceptowania przez fanów materiału zespołu z gatunku surf/hot rod, jak w pierwszym przeboju Beach Boys numer jeden, „I Get Around”. Otwiera się on z podobnym hukiem jak „Surfin' Safari”, ale wystarczy kilka sekund, by przekonać się, jak daleko The Beach Boys zaszli w ciągu zaledwie dwóch lat. Nakładające się na siebie wokale i falset Briana, ściana dźwięku wspomagana przez Wrecking Crew, ciągle lekko odbiegające od normy progresje akordów – „I Get Around” miał to wszystko. Wersy powracają do prostszego hot rod rocka, z charakterystycznym nosowym uśmieszkiem Mike’a Love’a, który zastępuje śpiewny falset Briana, ale nawet w wersach Brian podkreśla każdą linię kapryśnymi aranżacjami z fotela producenta. „I Get Around” to jedno z najbardziej błyskotliwych zderzeń wczesnych dni zespołu z erą Pet Sounds/Smile, ale nawet jeśli wewnętrzne napięcie w zespole zaczynało się budować, chłopcy brzmią w tej piosence tak naturalnie, jak to tylko możliwe.

9. „This Whole World” (z Sunflower, 1970)

Późne lata 60. były trudnym okresem dla The Beach Boys, po tym, jak nie udało im się wydać Smile i powrócili do domowych nagrań lo-fi, które nie pozostawiły znaczącego wpływu w porównaniu do ich poprzednich albumów (nawet jeśli wiele wspaniałej muzyki wyszło z tych sesji). Ale w lata 70. weszli z Sunflower, ich najbardziej dopracowanym albumem od czasów Pet Sounds i jednym z najlepiej przyjętych albumów w ich karierze po Pet Sounds. Żadna piosenka nie mówiła „wracamy!” tak jak „This Whole World”, radosna, napisana przez Briana i grana przez Carla piosenka, która pomogła rozpocząć nową erę pełnego harmonii, słonecznego popu zespołu. Wczesne lata 70-te były dla The Beach Boys trudniejszym okresem niż lata 60-te, zwłaszcza, że Brian był mniej zaangażowany niż kiedyś, ale piosenki takie jak „This Whole World” udowodniły, że zespół ma w sobie o wiele więcej niż resztki nagrań z „Smile”. Nie ma nic lepszego niż Beach Boys z początku lat 70-tych; w tamtym okresie rozwinęli brzmienie, które dumnie trzymało się popu w stylu Pet Sounds, ale jednocześnie pchało do przodu, i rzadko kiedy udawało im się to uchwycić w jednej dwuminutowej piosence w taki sposób, jak na „This Whole World”. Brzmi to tak owocnie i żywo, jak pierwsze kwiaty rozkwitające na wiosnę, i jest to bez wątpienia dzieło żadnego innego zespołu, a jednocześnie wyraźnie różni się od The Beach Boys z Pet Sounds i Smile. The Beach Boys byli kreatywną siłą we wczesnych latach 70-tych, zanim kompilacja Endless Summer z 1974 roku uwieczni Beach Boys sprzed Pet Sounds jako akt nostalgii w oczach ogółu społeczeństwa, a „This Whole World” pomógł kopnąć cały ten odrodzenie off.

8. „Wild Honey” (z Wild Honey, 1967)

Po przerwanym Smile, The Beach Boys przekształcili wiele piosenek z tego albumu w lo-fi pop dziwactwa dla Smiley Smile z 1967 roku, a później w tym samym roku wydali Wild Honey, podobnie lo-fi dziwactwa kolekcji, ale z zauważalnym wpływem Motown. Najlepszą piosenką na tym albumie – i jedną z najlepszych w ogóle w dorobku zespołu – jest utwór tytułowy. To trzecia piosenka zespołu, w której wykorzystano elektro-teremin, z którym po raz pierwszy eksperymentowano na Pet Sounds „I Just Wasn’t Made For These Times”, a który został udoskonalony/popularyzowany na „Good Vibrations,” i jest coś takiego w elektro-terminie, co sprawia, że The Beach Boys brzmią jeszcze lepiej niż zwykle. W piosence tej Carl Wilson wykorzystuje swój głos do granic możliwości, a Bruce Johnston dorzuca solówkę na organach w stylu garażowego rocka; jest uduchowiona i rockowa, ale wciąż urzekająca w ten klasyczny dla Beach Boys sposób. To tylko trochę poza ich strefą komfortu, ale udaje im się sprawić, że działa to cuda.

7. „Girl Don’t Tell Me” (z Summer Days (And Summer Nights!!!), 1965)

Dobrze udokumentowane jest, że The Beatles i The Beach Boys nieustannie wpływali na siebie w latach 60-tych, a Brian w zasadzie powiedział, że „Girl Don’t Tell Me” było jego próbą napisania własnego „Ticket To Ride”. Podobieństwa są zauważalne, ale „Girl Don’t Tell Me” jest siłą samą w sobie i nie przypomina wielu innych utworów z katalogu The Beach Boys (czy The Beatles). Ze swoją jangielską gitarą akustyczną i swobodnymi melodiami, „Girl Don’t Tell Me” całkiem nieźle wymyślił brzmienie dwóch pierwszych albumów Shins i to wystarczy, by zaliczyć go do proto-indie popu. Ma czysty wygląd wczesnych lat zespołu, ale w bardziej dojrzały sposób. To bardzo połowa lat 60-tych w sposób, w jaki jest to wyraźny postęp w stosunku do bardziej uproszczonych wczesnych dokonań zespołu, ale o wiele mniej skomplikowany niż to, co było tuż za rogiem (The Stones, The Kinks, wspomniani Beatlesi i inne główne zespoły rockowe były na podobnym rozdrożu w tym czasie), ale jest to również prawdziwie ponadczasowe. To był wyjątek w dyskografii zespołu, kiedy się ukazał, i to wciąż jest piosenka, która czuje się tak, jakby mogła zostać wydana dzisiaj.

6. „Surfer Girl” (from Surfer Girl, 1963)

„Surfer Girl” to pierwsza piosenka Beach Boys, w której Brian Wilson został uznany za jedynego autora tekstów i producenta, i jest to również prawdopodobnie pierwsza piosenka, która udowadnia, do czego byłby zdolny na Pet Sounds. Z poduszkowymi harmoniami grupy jako wsparciem, Brian przejął inicjatywę i dostarczył rodzaj czułej, zakochanej ballady, którą doprowadził do perfekcji w „God Only Knows” i „Caroline, No”. To był wciąż bardzo wczesny etap kariery zespołu i wciąż wyraźnie trzymali się tematu surfingu, ale z tej piosenki jasno wynikało, że The Beach Boys mają w sobie o wiele więcej niż „Surfin' U.S.A.”. Podczas ery Smiley Smile/Wild Honey, The Beach Boys nagrali bardzo naćpaną, brzmiącą na żywo wersję tej piosenki i gdybyś nie wiedział lepiej, pomyślałbyś, że pochodzi ona z tej samej sesji kompozytorskiej co Smile. Fakt, że tak naprawdę pochodzi ona z 1963 roku i wciąż pasuje do pełnej przygód psychodelicznej ery zespołu dowodzi, jak bardzo ta piosenka wyprzedzała swoje czasy.

5. „Sail On, Sailor” (z Holland, 1973)

Brian był często nieobecny w The Beach Boys w latach 70. z powodu problemów zdrowotnych, ale jak głosi legenda, jego współpracownik z Smile, Van Dyke Parks, zatrzymał się, aby sprawdzić w domu Briana w czasie, gdy Brian nie radził sobie tak dobrze, a para zakończyła się wymyśleniem „Sail On, Sailor”, jednej z najlepszych kompozycji w karierze Briana. Pełna historia utworu jest często dyskutowana, ale wiemy na pewno, że kilku różnych współautorów miało w nim swój udział, Blondie Chaplin z Beach Boy z lat 70-tych zaśpiewał go, a utwór ten stał się utworem otwierającym album Holland, do którego Brian nie wniósł zbyt wiele. Uduchowiony głos Blondie Chaplin sprawia, że utwór brzmi wyraźnie inaczej niż większość piosenek Beach Boys, ale charakterystyczne harmonie grupy są nienaruszone i nie sądzę, by poza Brianem Wilsonem i Van Dyke Parksem istniał na ziemi zespół autorów piosenek, który wymyśliłby kapryśny bridge „Seldom stumble, never crumble…”. To rzadka współpraca Wilsona i Parksa, która nie została napisana dla Smile, a niektóre fragmenty (jak ten mostek) pasowałyby do Smile, podczas gdy inne (jak strzelisty refren) są zupełnie inne. Czasami trochę za bardzo zbliża się do słabego soft rocka FM (ma sens, że Brian zaoferował tę piosenkę Three Dog Night), ale jak tylko usłyszycie ten euforyczny hak, wszelkie możliwe cynizmy dotyczące tej piosenki odpływają.

4. „Forever” (z Sunflower, 1970)

Brian Wilson jest prawdziwym geniuszem The Beach Boys, ale czasami jego błyskotliwość ocierała się o jego kolegów z zespołu, jak wtedy, gdy jego brat Dennis napisał „Forever”. Jest to romantyczna ballada w stylu „God Only Knows” i „Caroline, No” Briana, a sam Brian pochwalił ją mówiąc, że „to musi być najpiękniejsza harmonicznie rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem”. Dennis napisał jeszcze kilka innych perełek dla The Beach Boys, wydał też bardzo dobry album solowy w 1977 roku (Pacific Ocean Blue), ale „Forever” jest jego arcydziełem. Z harmoniami grupy wspomagającymi go, jest to piosenka Beach Boys na wskroś, tak samo godna jak wszystko, co napisał jego bardziej płodny starszy brat. Piosenka zyskała dodatkową sławę, gdy wujek Jesse zaśpiewał ją w serialu Full House (i z jakiegoś powodu nagrał ją ponownie z The Beach Boys na całkowicie bezsensowne Summer In Paradise z 1992 roku), ale poza tym pozostaje jednym z najbardziej przeoczonych momentów ich genialności. Podobnie jak większość Sunflower, „Forever” to powrót do bardziej dopracowanej, przystępnej muzyki po erze lo-fi późnych lat 60-tych, a ten utwór jest najbardziej absolutnie cudowną piosenką, jaką zespół wydał od czasów Pet Sounds. Jeśli Dennis Wilson był George’em Harrisonem The Beach Boys, to był to jego „While My Guitar Gently Weeps” lub „Something” i to zbrodnia, że ta piosenka nie jest tak kultowa na poziomie powszechnym, jak te dwa utwory. Pojawiła się w trudnym czasie dla The Beach Boys i została napisana przez niespodziewanego członka zespołu, ale poza tym ma wszystko, czego można chcieć od tego zespołu.

3. „In My Room” (z Surfer Girl, 1963)

Tytułowy utwór Surfer Girl był pierwszym momentem, w którym Brian popisał się talentem do ballad, który miał zdefiniować Pet Sounds, ale „In My Room” z tego albumu — który został wydany jako singiel zaledwie kilka miesięcy po „Surfer Girl” — szybko wzniósł go na inny poziom. Tekst piosenki został napisany wspólnie z Garym Usherem, co przypuszczalnie pomogło piosence brzmieć nieco dojrzalej niż „Surfer Girl”, jako że najlepsze teksty Briana zazwyczaj powstawały, gdy pracował z innym autorem, a introspektywne motywy wskazywały na Pet Sounds o wiele mocniej niż jakakolwiek inna piosenka Beach Boys w tym momencie. Do dziś, nawet przy całym postępie w muzyce pop, jaki The Beach Boys – i mnóstwo innych zespołów – poczynili od tamtego czasu, „In My Room” jest przejmujący, potężny i ponadczasowy. To najlepsza ballada zespołu z czasów przed Pet Sounds, i jest tak dobra, jak wiele innych ballad z tego albumu. Jest uproszczona, ale nie musi być skomplikowana. Piosenka po prostu trafia prosto do serca za każdym razem.

2. „California Girls” (z Summer Days (And Summer Nights!!), 1965)

W przypadku Pet Sounds i Smile, Brian próbował stworzyć idealny album, ale w innych momentach swojej kariery, próbował stworzyć idealną piosenkę. Pierwszy raz widzieliśmy Briana próbującego zmieścić arcydzieło na jednej stronie 45-tki – „I Get Around”, a kiedy w końcu mu się to udało – „Good Vibrations”. Pomiędzy nimi było „California Girls”. Podobnie jak „I Get Around”, „California Girls” miało w sobie wystarczająco dużo z wczesnych Beach Boysów, by słuchacze radia nie byli zaskoczeni, ale tym razem było więcej niż wskazówka, gdzie Brian chciał pójść dalej. Wszystkie elementy Pet Sounds były obecne w tym utworze, który był podobno pierwszą piosenką, jaką Brian napisał pod wpływem LSD. Otwiera ją instrumental tak ambitny i delikatny jak wszystko w Pet Sounds, a następnie przechodzi w śpiewaną przez Mike’a Love’a zwrotkę, która na początku brzmi jak wczesne hity, ale gdy wsłuchamy się uważniej, usłyszymy instrumentalne tło tak pieczołowicie zaaranżowane jak arcydzieła, które Brian wkrótce napisze. Podobnie jak w przypadku wielu piosenek z Pet Sounds i Smile, tajną bronią są hipnotyczne wzorce perkusyjne Hala Blaine’a, a kiedy wykonuje on ten prosty, ale jakże satysfakcjonujący dźwięk, falset Briana i harmonie reszty grupy wchodzą tak wysoko, brzmiąc tak bujnie, jak na Pet Sounds i Smile. Jedyną rzeczą, która naprawdę trzyma piosenkę na „wczesnym Beach Boys” stronie rzeczy jest tekst. Ale pod względem melodii, aranżacji i produkcji, „California Girls” było prawdziwym pierwszym momentem, w którym Brian pokazał się światu jako geniusz popu, którego teraz znamy.

1. „’Til I Die” (z Surf’s Up, 1971)

Najlepsza kompozycja Briana Wilsona, która nie została napisana dla Pet Sounds lub Smile, jest również prawdopodobnie ostatnią naprawdę wspaniałą piosenką, jaką Brian kiedykolwiek napisał. Jego muzyka zawsze była najlepsza, gdy była najmroczniejsza, a „’Til I Die” była rzadką piosenką, w której Brian bez ogródek pisał o śmierci. Skomponowana całkowicie samodzielnie, zarówno muzycznie jak i tekstowo, piosenka była jednym z najbardziej zapierających dech w piersiach utworów, jakie kiedykolwiek napisał, a powstała w bardzo nieoczekiwanym momencie jego kariery. We wczesnych latach 70-tych Brian nie udzielał się już tak często w The Beach Boys jak w połowie lat 60-tych, kiedy to prawie zawsze był głównym autorem tekstów i producentem grupy, ale miał kilka piosenek na każdej płycie, a „’Til I Die” pojawił się jako przedostatni utwór na Surf’s Up z 1971 roku, tuż przed zamykającym album utworem tytułowym (pozostałość po Smile). „Surf’s Up” jest również jedną z najlepszych piosenek Beach Boys, jakie kiedykolwiek napisano, ale to było w czasach, kiedy wszystko, czego Brian dotknął, zamieniało się w złoto. Usłyszenie jej w parze z „’Til I Die” jeszcze bardziej dowodzi, że Brian był w stanie trafić w złoto po raz ostatni. Jeśli „In My Room” otworzył drzwi do kariery Briana jako mistrza ponurych, introspekcyjnych ballad, to „’Til I Die” je zamknął, a temat nie mógłby być bardziej odpowiedni. A pasujące do tematu melodie i harmonie wokalne były jednymi z najbardziej przejmujących, jakie Brian kiedykolwiek napisał. Zazwyczaj nawet bardziej melancholijne piosenki Beach Boys brzmiały ładnie, ale ten utwór brzmiał naprawdę mrocznie. Czuło się, że jest to kolejny rozdział w twórczości Briana. Wspomniana niedawno ballada Dennisa „Forever” brzmi tak, jakby mogła znaleźć się na Pet Sounds czy Smile, ale ta piosenka – wydana zaledwie rok później – zdecydowanie nie mogła się tam znaleźć. Ma znużony, zmęczony klimat, który wyraźnie nie został wykrojony z tej samej młodzieńczej tkaniny, co nastoletnia symfonia Briana do Boga. Na „Smile” Brian musiał udowodnić światu, że jest największym muzykiem pop swoich czasów. Na „’Til I Die” macha mu na pożegnanie.

Posłuchaj wszystkich 20 utworów na Spotify:

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *